Dziadek Śmierć i Muzyka duszy Terry Pratchett.
Po tym jak wyglądam podczas czytania kolejnych odsłon Świata Dysku Terry Prachetta, można śmiało powiedzieć, że „ze Śmierciem mi do twarzy”. ;) Tak, wiem nie brzmi to dobrze, ale nie mogę poradzić nic na to, że od pierwszej strony każdej książki z tym uroczym, acz nieco kościstym panem, uśmiech nie schodzi mi z twarzy. Sytuacja powtórzyła się również podczas ostatniej lektury pod tytułem Muzyka duszy.
Muzyka z wykrokiem i wnuczka Śmiercia.
Co byście zrobili, gdy do waszych uszu właśnie dotarła informacja, że wasz dziadek jeździ na białym koniu, ma niezwykle kościste kolana, a jego umiejętność posługiwania się kosą osiągnęła najwyższy level? Do tego jakby właśnie zaginął, a jego praca sama się nie zrobi. Susan, jako nieodrodna córka swego ojca, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce i przynajmniej tymczasowo przejąć „rodzinny interes”.
Tyle tylko, że ciężko skupić się na zadaniu, gdy w Świecie Dysku pojawiła się nowa, wprawiająca w drżenie tłumy muzyka. Muzyka bezprawna, żywa, powodująca chęć pozbycia się spodniej bielizny u płci pięknej i podrygiwanie nóżką u Magów z Niewidocznego Uniwersytetu. „Muzyka z wykrokiem”. Czy Susan uda się odnaleźć dziadka i uciszyć zmieniającą ludzi muzykę?
Reinterpretacja.
Uwielbiam jak Pratchett w swoich książkach tak fantastycznie reinterpretuje elementy otaczającej nas rzeczywistości. Jak spogląda na nie z boku i nadaje im humorystyczny kształt. Czytający zaś mogą się rozkoszować ogromną ilością żartów, jednocześnie czując to, co autor przez te „śmieszki i heheszki” chce nam przekazać.
Let’s Rock.
Tak jak i tu, gdzie najbardziej „oberwało się” muzyce rockowej, całej towarzyszącej jej manufakturze, modnym tworzącym się na potrzeby chwili grupom i żądnym pieniędzy managerom. Gdzie dla sprzedaży płyt aranżuje się całą otoczkę od tandetnych gadżetów reklamowych, śmiesznych plakatów, po trasy koncertowe na piszczących fankach kończąc. Cała ta machina show businessu została pokazana z doskonałą dozą humoru, jednocześnie uwypuklając i wyolbrzymiając to, co powinno zostać w tej materii skrytykowane.
Podsumowując. Muzyka Duszy Terry Pratchetta to jedna z moich ulubionych części Świata Dysku, gdzie w tle pojawia się poszukiwanie sensu życia, piękna historia rodziny i miłości, a wszystko w rytmach nieocenionego Rock and Roll’a (znaczy się „Muzyki z wykrokiem”) i jak zawsze doskonałego, podanego z wyczuciem i smakiem humoru. Chyba już nic więcej dodawać nie muszę. Polecam śpiewająco! ;)
Potwierdzam, ta książka to jedna z lepszych części ŚD. Czytałem tłumaczenie Cholewy chyba ze 3 razy, oryginał co najmniej dwukrotnie, jest Moc.
Też uważam, że to jedna z lepszych części i czytałam ją dopiero dwa razy. ;)
Smierć jak zawsze cudowny, a i Susan to konkretna babka, godna swojego dziadka:) Bardzo lubię te części dyskowego uniwersum, bo Smierć to stanowczo jedna z najbarwniejszych (haha) postaci przez Pratchetta stworzona❤️
Jakby Śmierciu usłyszał, że jest zabawny… ;)
Bardzo chętnie przeczytam! :) Świetna recenzja, pozdrawiam.
Dzięki. :)
A miałaś okazję czytać już jakąś pozycję ze Świata Dysku?
Mój Świat Dysku wstydu ;) jedyna część ze Śmiercią, której jeszcze nie przeczytałam. Ależ mi narobiłaś smaka na nadrobienie zaległości :)
Zawsze do usług. ;)