Cykl o Rincewindzie: Ostatni kontynent
Kolejny poniedziałek więc nie może zabraknąć (już prawie ostatnich) wieści od najbardziej nieudanego maga Świata Dysku – Rincewinda.
Jak wprawne oko mogło łatwo zauważyć Ciekawe czasy nie zakończyły się dla samego Rincewinda za ciekawie. Zrządzenie losu i oczywiście kiepskie obliczenia kolegów po fachu sprawiają, że zamiast szczęśliwie wrócić na Niewidoczny Uniwersytet, zostaje on wysłany na kontynent Iksiksiksiks, który trzeba sobie jasno powiedzieć, nie jest Australią, ale wykazuje pewne jej cechy.
Warto zaznaczyć również, że Ostatni kontynent to miejsce, w którym nic nie jest takie, jakie powinno być i do tego teraźniejszość i przeszłość przenikają się wzajemnie. Ludzie nie wiedzą co to jest deszcz i urządzają zawody “pływając” na kółkach w rzecze, w której nie ma wody. A do tego ciągle pojawiający się i znikający kangur, który wmawia Rincewinowi, że ma ten jakieś zadnie i wplątuje go w nową przygodę ze strzyżeniem owiec, przerażającym Pasztecikowym Pływakiem, Szalonym Krasnoludem i Wojownikiem Szos.
Podczas gdy Rincewind w najlepsze bawi się na Ostatnim kontynencie, blady strach pada na Niewidoczny Uniwersytet. Jedyny w swoim rodzaju bibliotekarz z powodu przeziębienia nie potrafi utrzymać swej stałej postaci (raz jest książką, termoforem, leżakiem – chwilowo jego postać zależy od otoczenia), a bez niego książki z biblioteki nie chcą się podporządkować nikomu i niczemu. Jak tu teraz korzystać ze skarbnicy ich wiedzy. Uradzono, że w uleczeniu bibliotekarza niezbędna będzie magia, gdyż “standardowe metody” będą zbyt słabe. Jednak by dokonać “rytuału” wpierw muszą poznać dawno zapomniane imię bibliotekarza. Co wiąże się niespodziewanie dla grona pedagogicznego z przeniesieniem ich na rajską wyspę, którą zamieszkuje sam bóg ewolucji. O zgrozo skąd się tam wzięła szacowna gospodyni – pani Whitlow.
Ostatni kontynent mimo bardzo słabego początku rozkręca się od połowy jest wciągająca. Obalanie teorii naukowych, czy śmieszność niektórych procesów dedukcyjnych magów potrafiła przyprawić mnie o wybuchy gromkim śmiechem. Choć trzeba sobie powiedzieć, że nie jest to najlepsza książka Pratchetta w Świecie Dysku, ale jak zwykli mówić mieszkańcy Iksiksiksiks…
Nie ma zmartwienia :)
No Comment! Be the first one.