Cykl o Rincewindzie: Ciekawe czasy
Poniedziałkowy cykl spotkań z Rincewindem (tak, to ten najbardziej lamerski mag, jakiego miałam okazję poznać) czas kontynuować. Po licznych przygodach z Erykiem (nie o te przygody chodzi ;)) wylądował on samotnie na bezludnej wyspie, gdzie obecnie oddaje się swojej ulubionej rozrywce – nudzie.
Podczas gdy on tak spokojnie leniuchuje leżakując na plaży na Niewidoczny Uniwersytet przylatuje Albatros – kurier Kontynentu Przeciwwagi – z żądaniem wysłania niezwłocznie “Wielkiego Maggusa” do Imperium Agatejskiego. Po krótkiej rozmowie Magowie przypominają sobie o Rincewidzie i ostatecznie decydują się spełnić “prośbę”. Po zlokalizowaniu wysyłają go – oczywiście wraz z bagażem, który przyprawia wszystkich o dreszcze – przy pomocy komputera napędzanego mrówkami HEX-a na misję.
I tak nasz najbardziej nieudany mag trafia do miasta Hunghung, które jest obecnie oblegane przez wojska Hongów, Sungów, Fangów, Tangów i McSweeneyów. Warto wspomnieć, iż pojawi się tam również największy bohater Świata Dysku ze swoją Srebrną Ordą – Cohnen Barbarzyńca, zwany obecnie Dżingis Cohenem. A w dodatku w całe zamieszanie i zabawę wtrąci się młodociana Czerwona Armia. Do tego dochodzi do ponownego spotkania z dobrze znanym nam Dwukwiatem. Więc tak naprawdę rozpoczęły się Ciekawe czasy.
Ponownie nie zawiodłam się na humorze Pratchetta. Dowcipna narracja, komizm słowny, ironia i zabawne sytuacje zapewniają świetną rozrywkę na kilka dobrych godzin. Na szczególny ukłon z mojej strony zasługuje Dżingis Cohen i jego Srebrna Orda próbująca nauczyć się dobrych manier od byłego nauczyciela – świetnie stylizowane dialogi z podtekstem powalają z nóg. Czy można coś więcej dodać, może poza…
Obyś żył w ciekawych czasach…
P.S. Choć trudno w to uwierzyć Bagaż miał romans i jest ojcem czterech kuferków ;)
No Comment! Be the first one.