Śmierć na bezrobociu, czyli Kosiarz Terry Pratchetta.
Jak już wspominałam „w poprzednim odcinku” cykl ze Śmierciem należy do moich ulubionych. Ten kościsty jegomość, mimo iż często jest postacią drugoplanową, od samego początku zapada w pamięć i wzbudza ogromne pokłady sympatii. Czas więc spotkać się z nim w kolejnej odsłonie Świata Dysku Terry Pratchetta pod tytułem Kosiarz.
Audytorzy i Windle Poons.
Śmierć wylatuje z roboty w trybie natychmiastowym. Problem jednak polega na tym, iż w momencie, gdy Audytorzy podjęli tę zaskakującą decyzję, nie mieli jeszcze nawet w myślach kandydata, który mógłby przejąć właśnie zwolnione stanowisko.
Wiążą się z tym pewne, acz może mało istotne komplikacje. Każdy może cieszyć się życiem, nawet gdy jego serce i ciało przestały właśnie funkcjonować. Dobitnie przekonał się o tym 130-letni mag Windle Poons. Do tego wszędzie zaczynają się kręcić druciane wózki na kółkach, a dopełnieniem szaleństwa jest pojawiające się tajemnicze „plop”.
A gdzie w tym wszystkim jest bezrobotny Śmierć? Znajduje zatrudnienie na farmie, by tam w oczekiwaniu na swój koniec poznać, jak smakuje życie.
Życie po śmierci bez Śmierci.
Po raz kolejny Terry Pratchett mnie nie zawiódł. :)
Dzięki rozwijaniu akcji dwutorowo, gdzie z jednej strony obserwujemy „żywego” Śmiercia, a z drugiej martwego maga Windle Poons’a, będziemy mogli obserwować, jak obaj panowie próbują dowiedzieć się, czym tak w zasadzie jest życie i jak to życie właściwie „smakować”.
Do tego jakby gagów i problemów z życiem było mało, na horyzoncie pojawiają się nieumarli, którzy domagają się swoich praw i walczą o tolerancję. Magowie, którzy próbują ogarnąć problem wciąż żywego kolegi, pomniejsze Śmierci na czele z nijakim Śmierciem Szczurów „PIP” i tajemniczy wynalazca pierwszego w dziejach kombajnu zbożowego.
Podsumowując. Kosiarz Terry Pratchetta to kolejna wyśmienita pozycja ze Świata Dysku, która pod płaszczykiem ironii, rozlicznych gagów i typowego dla autora humoru przemyca cenne spostrzeżenia dotyczące życia. Polecam gorąco nie tylko wielbicielom fantastyki. :)
Kosiarz! Kosiarz! KOOOOSIARZ!!!
Jak łatwo się po tym wstępie domyśleć, uwielbiam, wręcz ubóstwiam tę część przygód Śmiercia, który jest jednym z moich ulubionych bohaterów pratchettowskich. Jeśli miałabym wskazać na opowieść ze Świata Dysku, którą czytać mogę po kilkadziesiąt razy, to “Kosiarz” byłby prawdopodobnie zaraz za “Maskaradą”, którą kocham ze względu na mój muzyczny background i to, jak bardzo prawdziwa w swoim szaleństwie jest:)
Tego z “Maskaradą” można się było spodziewać. ;)
Ale najbardziej podoba mi się to, że ludzie tak lubią Śmiercia. Bo w sumie Pratchett, go trochę dla nas tak oswoił. Sprawił, że stał się bardziej ludzki. ;)
A przy tym mądrzejszy i słodszy niż większość ludzi, jakich znam
I to jest bardzo celna uwaga :D
Ach! To mój pierwszy Świat Dysku. Czytany gdzieś na początku liceum po raz pierwszy i do dziś jeden z ulubionych. Niektóre sceny mam przed oczami jak żywe. Tylko po angielsku bym sobie przeczytał.
Też po raz pierwszy czytałam “Kosiarza” w liceum i darzę go dużym sentymentem. :D
Idziesz jak burza z Pratchettem i źle robisz na moje książkowe sumienie :D
Tak tylko troszeczkę się odwdzięczam. ;)
I przyznaję, że ostatnio mam “głód” na Pratchetta. :D
Nie mogę sobie ciągle darować, że nie zbierałem książek Pratchetta kiedy te ukazywały się co tydzień w kioskach. Myślę, że to była dla mnie jedyna okazja żeby skompletować wszystkie. Jak do tej pory przeczytałem tylko dwie książki tego pisarza ale kiedyś z pewnością sięgnę po kolejne i podobnie jak Ty w wersji elektronicznej :)
Ja też żałuję, że tej kioskowej serii nie zbierałam. Ciągle liczę na to, że pojawi się jakieś piękne wznowienie całego Świata Dysku i wtedy ustawię na półce i przeczytam jeszcze raz. :D
Mnie za to ta kioskowa seria zupełnie nie kręciła, bo dzielili tam tomy i z tego co wiem, nie było tam całego Świata Dysku. Zbieram sobie serię w starych wydaniach… mam do nich sentyment. :)
I podziwiam, że recenzujesz każdą książkę Pratchetta. Jak go kocham, tak nie potrafię o jego książkach pisać. :D
Jakoś nie kojarzę, żeby ta seria kioskowa miała dzielone tomy, ale może po prostu tego nie odnotowałam w pamięci.
Co do recenzji, możesz mi wierzyć, że czasem zastanawiam się, czy nie odpuścić. Bo w większej ilości książek po prostu należałoby napisać “jest bomba”, ale potem stwierdzam, że jednak to zdanie czy dwa popełnię. :D