Przebudzenie Lewiatana, czyli wkraczam w świat wykreowany przez Jamesa S.A. Coreya. ;)
Bardzo często słyszałam pozytywne opinie na temat serii Expanse stworzonej przez amerykański duet pisarzy science fiction i fantasy, czyli Daniela Abrahama i Tya Francka. Wreszcie, po latach, dzięki wyzwaniu #przestrzeniowewyzwaniescifi, postanowiłam sięgnąć po pierwszy tom cyklu, Przebudzenie Lewiatana i muszę powiedzieć jedno — nie zawiodłam się. Ta lektura zrobiła mi naprawdę dobrze. ;)
WITAJ W PRZYSZŁOŚCI.
Jim Holden jest pierwszym oficerem lodowcowca kursującego z pierścieni Saturna na stacje górnicze Pasa. Gdy wraz z załogą trafiają na opuszczony statek Scopuli, w ich ręce wpada niechciany sekret. Ktoś jest gotów dla niego zabijać, i to na skalę niewyobrażalną dla Jima i jego załogi. Układowi grozi wojna, chyba że uda się odkryć, kto i dlaczego porzucił tajemniczy statek.
Detektyw Miller otrzymuje zlecenie odszukania Julie Mao, dziewczyny, która na własne życzenie zrezygnowała z wygodnego życia u boku bogatych i wpływowych rodziców – po to, by walczyć o prawa uciskanych mieszkańców Pasa. Ślady śledztwa prowadzą do statku Scopuli, krzyżując w ten sposób drogi Millera i Jima Holdena. Okazuje się, że dziewczyna może być kluczem do rozwiązania każdej zagadki.
Holden i Miller muszą lawirować między rządem Ziemi, rewolucjonistami z Sojuszu Planet Zewnętrznych i pełnymi sekretów korporacjami, mając wszystkich przeciw sobie. W Pasie jednak obowiązują inne reguły i jeden mały statek może zmienić los wszechświata.
Holden i Miller.
Chyba najlepszym podsumowaniem tej 570-stronicowej książki niech będzie to, że dosłownie „wciągnęłam ją” w ciągu dwóch dni.
Owszem, po wcześniejszych pozytywnych opiniach, spodziewałam się, że powieść będzie dobra, ale nie sądziłam, że stworzony przez Daniela Abrahama i Tya Francka świat wciągnie mnie aż tak mocno.
Świat, na który spoglądałam oczami dwóch niezwykle ciekawych i tak różnych od siebie bohaterów, którzy dzielili się swoimi perspektywami w zwartych rozdziałach, które podgrzewały atmosferę i często kończyły się na cliffhangerach. Ten (momentami irytujący zabieg ;)) skłaniał mnie do jeszcze szybszego przewracania stron, aby dowiedzieć się, „co czai się tuż za rogiem”.
Niesamowicie wciągnęła mnie również intryga, która z każdą stroną zataczała coraz większe kręgi, zahaczała o nowe tematy i wyciągała na światło dzienne niebanalne problemy.
Fajnie też przedstawione były relacje między ludzkie i reakcje poszczególnych jednostek na konkretne sytuacje.
Kosmiczne bitwy też nie były niczego sobie. ;)
Żeby jednak nie było tak różowo (bo nie było ;)), to muszę nadmienić, że sporo wydarzeń jest przegadanych, bądź rozciągniętych jak „guma w majtach”. Zabieg ten niepotrzebnie wydłuża akcję i spłaszcza napięcie.
Dodatkowo cliffhangery są fajne, ale jeżeli jest ich za dużo, to podekscytowanie pewnymi kwestiami spada. Owszem czeka się na rozwiązanie, ale już nie „z wypiekami na twarzy”. ;)
Te drobnostki nie zmieniają jednak mojego uwielbienia dla Przebudzenia Lewiatana Jamesa S.A. Coreya, który świetną i wciągającą space operą jest. Więc jeżeli masz ochotę wyruszyć w kosmos i poznać intrygujących bohaterów, to wsiadaj na pokład Rosynanta i wraz z Holdenem ruszaj ku fascynującej, pełnej niebezpieczeń i intryg przygodzie.
Polecam!
Czeka cię mnóstwo dobroci – seria jest dłuuuuuga i bardzo dobra, od deski do deski. Ostatnia część wyszła bodajże w zeszłym roku, albo w 2022 jakoś tak.
Ta dłuuuuuga, mnie trochę przeraża, bo nie wiem, kiedy ją całą przeczytam ;) :P
Ale czemu to przerażające? ;) Mnie cieszy, gdy taka dobra seria jest długa, bo wiem, że spędzę w tym świecie kilka lat :P Mnie w tym roku czeka właśnie tom 8.
Kilka, albo kilkanaście ;) :P