Pantoflarz Mordimer i Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety Jacka Piekary.
Mam słabość do Mordimera Madderdina i cyklu Inkwizytorskiego Jacka Piekary, dlatego nie mogłam się oprzeć i sięgnęłam po jego kolejną odsłonę serii pod tytułem Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety. Choć muszę przyznać, iż potrzebowałam trochę czasu, żeby przetrawić początek trylogii ruskiej, który nie sprostał moich oczekiwań, a z Mordiego zrobił pantofla, który utracił gdzieś swój polot i cięty język.
Mordi i Natasza.
Ćwierkanie i spijanie sobie miodku z usteczek wychodzi gołąbeczkom Ludmiły wybornie. Niestety Mordi nie został przy boku księżnej, by cieszyć się wdziękami uroczej Nataszy. Dlatego biedny inkwizytor musi zakasać rękawy i ruszyć ze swoją panią rozprawić się z jednym takim butnym kniaziem. Cała sprawa nie byłaby może warta wspomnienia, gdyby nie napotkane w drodze powrotnej poselstwo od cara Iwana z Moskwy, któremu towarzyszy piękna i groźna Nontle.
Przygody pantofla część druga.
Znowu było tak sobie.
Oczywiście mogę na plus zaliczyć to, iż kolejne rozdziały są w miarę spójne i czyta się je znośnie. Jednak całej historii brakuje jaj Mordiego. ;) Ten niejednoznaczny, niepokorny, cyniczny inkwizytor został na Rusi wykastrowany i zachowuje się jak szczeniaczek merdający ogonkiem na widok swojej pani.
Do tego akcja jest „rozmamłana” jak sam bohater. Owszem coś się tam na „scenie” dzieje. Są wyprawy, polityczne ciekawostki, pikantne szczególiki i mocne przemyślenia dotyczące wiary, ale brakuje takiego mocnego tąpnięcia, albo innego „soczystego” bohatera, który zrekompensowałby pogubionego i słabego Mordimera.
Na tym wylewanie żalów pozwolę sobie zakończyć, a decyzję czy sięgnąć po Ja, inkwizytor. Przeklęte kobiety Jacka Piekary musicie podjąć sami.
Niestety, ta seria pikuje mocno w dół – o ile początek był obiecujący i pomysłowy, to teraz nie ma już co zbierać… A szkoda, bo jest tu potencjał…
Niestety tak, a trylogia ruska ta takie “odcinanie kuponów”. Jakby jej nie było, to nic by się nie stało. W sumie mocno zastanawiam się co dalej. Bo z jednej strony ciągnę tę serię “siłą przyjaźni” do bohatera, a z drugiej mi się “ulewa”.
Przy kolejnym tomie będzie trudna decyzja, choć teraz ma być podobno kolej “Płomień i krzyż IV” – więc nieco inny wątek.
Po ostatnich kałszkwałach dotyczących Piekary i tego cyklu aż się zdziwiłam, że ktoś jeszcze na tym świecie przyznaje się do czytania jego książek. :D
Do odważnych świat należy. :P