W świecie Inkwizytorów: Ja, inkwizytor. Łowcy dusz
W stanie lekkiego rozchwiania emocjonalnego. ;) Z głodem sięgnięcia po kolejną część przygód Mordimera Madderdin zostawił nas Jacek Piekara po ostatniej części cyklu – Ja, inkwizytor. Miecz Aniołów. Więc z wypiekami na twarzy, nie zwlekając zabrałam się za Ja, inkwizytor. Łowcy dusz.
Tym razem w książce natrafiamy na cztery opowiadania:
- Łowcy dusz
- Wąż i gołębica. Powrót
- Piękna jest tylko prawda
- Wodzowie ślepych.
Choć tak naprawdę trzech pierwszych w ogóle mogłoby nie być. Opowieść tytułowa Łowcy dusz – to takie trochę zabawne spotkanie Mordiego ze stereotypowym Polakiem. Wąż i gołębica. Powrót – to jakaś totalna porażka, która tylko psuje chęć czytania i wizerunek całej książki. Kolejno Piękna jest tylko prawda – to zaś opowiadanie z kategorii “mam przy sobie Kostucha oraz Bliźniaków i nie zawaham się ich użyć”. No i w końcu pojawia się to, na co całą książkę czekałam.
Ostatnie opowiadanie. Wodzowie ślepych – tu w końcu jest ten się dreszczyk emocji oraz wszelkiej maści intrygi. Mianowanie Mordiego kapitanem gwardii biskupiej i wyruszenie wraz z cesarzem na krucjatę przeciwko heretykom (oczywiście sam zainteresowany jest tym faktem zachwycony). Spisek Papierza przeciwko Świętemu Officjum z oczywistym wplątaniem w całą sprawę Waszego uniżonego sługi. Pojawienie się szalonego Anioł Stróża naszego bohatera oraz poznanie skarbu zakonu Amszilas. Oj dzieje się, dzieje.
Po przeczytaniu ostatniego rozdziału pozostaje tylko jedno pytanie. Ile przyjdzie nam czekać na kontynuację losów Mordimera? Bo podobnie jak po poprzedniej części cyklu – mam ochotę na więcej.
No Comment! Be the first one.