Inkwizytor Arnold Löwefell powraca – Płomień i krzyż tom II Jacek Piekara.
Długo czekałam na Płomień i krzyż tom II Jacka Piekary oraz kolejne spotkanie z Arnoldem Löwefellem i światem, w którym Jezus Chrystus, zamiast „grzecznie” umrzeć na krzyżu zszedł z niego i „zabawił się” z niewiernymi. Zaczął show od Jerozolimy, która spłynęła krwią, a następnie zajął się Rzymem i cesarzem Tyberiuszem. Utworzył również instytucję Świętego Officjum, która ma strzec ładu, porządku i jedynej słusznej wiary. Powołał Inkwizytorów i zniknął.
Perski czarnoksiężnik Narses.
Arnold w wyniku nawrócenia na jedyną słuszną wiarę utracił pamięć i dawne zdolności. Teraz próbuje sobie przypomnieć kilka szczegółów ze swojego minionego życia szczególnie tych dotyczących Szachor Sefer, a pomagają mu w tym niezwykle uzdolnione kobiety.
Wiele kobiet, a Mordimera Madderdina brak. ;)
Jacek Piekara dał nam trochę odpocząć od Mordimera, jego rozlicznych podbojów miłosnych oraz niewybrednych komentarzy. Tym razem skupił się tylko i wyłącznie na Arnoldzie Löwefellu.
Bo Arni to taka mocno ciekawa postać. Skromny, oddany sprawie Inkwizytor, który nie daje się ponieść cielesnym pokusom. Zna swoją przeszłość, ale ponieważ chłopaki w klasztorze Amszilas trochę skiepściły sprawę przy „nawracaniu”, więc stracił znaczną część swoich umiejętności i pamięć. Nie zmienia to jednak faktu, iż nadal włada dość potężną mocą, a do tego jest nieocenionym członkiem Wewnętrznego Kręgu Inkwizytorium.
I tu na scenę wkraczają panie. Potężna i enigmatyczna Katarina, była uczennica Narsesa-Roksana i Matylda – część ludzkiego tworu zwanego Trójniakiem. To one są motorem napędowym, który pomaga Arnoldowi w odzyskaniu pamięci i najważniejszej księgi Szachor Sefer. Jest jednak coś jeszcze. Arni odkrywając niektóre zakamarki swojej pamięci, zaczyna się powoli miotać i widać, że przemyślenia, które rodzą się mu w głowie, nie przystoją Inkwizytorowi. Robi się ciekawie, a przed trzecim tomem do końca nie możemy być pewni, po której stronie ostatecznie opowie się Arnold Löwefell.
Podsumowując. Płomień i krzyż tom II Jacek Piekara przez postać Arnolda wprowadza do historii znaczne pokłady magii i podróży w nie-świecie. Pozwala też przyjrzeć się z innej strony całemu Inkwizytorum i uchyla rąbka tajemnicy Wewnętrznego Kręgu. Tak, świat Inkwizytorów znowu zaczyna intrygować, no i jeszcze sam Arni. ;) Mimo iż ostatnimi tomami z Mordim byłam już trochę znużona, to po odłożeniu Płomienia i krzyż tom II stwierdzam, że warto było wrócić. I teraz z lekkim napięciem oczekiwać będę Płomienia i krzyż tom III.
Ja kupiłam, ale jeszcze nie czytałam. Odejście od Mordimera mnie nie przekonuje do końca, a i ostatnio Piekara jakby obniżył loty. Tym niemniej, miło przeczytać, że nie jest aż tak źle – może ta inna perspektywa sprawdzi się też u nas (bo u nas generalnie Inkwizytor to “działka” męża, ja podczytuję z doskoku).
Ja byłam bardzo pozytywnie zaskoczona. Prawdę mówiąc pierwsze dałam ślubnemu do “wypróbowania” i dopiero jak on przeczytał zdecydowałam się, że “ok, nie marudzi – idę na to ;)”.
Czekałam na tę książkę przez tyle lat, że praktycznie zupełnie zapomniałam, co się działo w cyklu… I jakoś minęło mi zainteresowanie, chociaż sentyment do Mordimera i całego świata pozostał. Może jeszcze do nich wrócę ;)
Ja właśnie też trochę z sentymentu wróciłam. I nie wiem czy to przez “odwyk”, czy rzeczywiście tom był taki dobry, ale ten tom mi się podobał.
Mi się chyba obecnie odechciało Piekary. xD Lubię ten cykl za pomysł, ale po 3 książkach nie czuje potrzeby czytania tego dalej mimo wszystko. Szczególnie, że w serii jest chyba więcej kiepskich/średnich książek, niż dobrych?
Ale te okładki nowych części są cudne. <3
Po przerwie i bez Mordiego seria w moich oczach zyskała na nowo. Jestem ciekawa jakie będę miała odczucia po III tomie, który ponoć już początkiem lutego. ;)
Ten cykl przestał mnie interesować dawno temu. Odnoszę wrażenie, że Piekara gania własny ogon, a to tylko po to, żeby zarobić na długi wywołane beztroską paplaniną twitterową. To teraz dostajemy kolejne sequele do prequeli i prequele do sequeli, a w wszystko na jedno kopyto.
Swoją drogą współczuć wydawcy, bo trzy konie, które miały Fabrykę Słów (trafna nazwa) ciągnąć (Piekara, Grzędowicz, Kossakowska) odwala od lat żenadę.
Wiele obiecał, więc i te obietnice spełnić musi. ;)