Fjällbaca po raz dziesiąty – Czarownica Camilli Läckberg.
Rozwijam i pielęgnuję moje masochistyczne zapędy, kontynuując czytanie Sagi o Fjällbace Camilli Läckberg. ;) Tak w sumie ciągle się zastanawiam, dlaczego to robię i tak na dobrą sprawę nie potrafię znaleźć dobrej odpowiedzi. 😂 Chyba najbliższe prawdy jest to, że gdzieś tam wciąż tli się we mnie ziarenko nadziei, że autorka przestanie „odcinać kupony” i zaskoczy mnie czymś tak jak na początku naszej wspólnej przygody. ;) Już była blisko, bo Fabrykantka aniołków rozbudziła na nowo nadzieję w sercu. Pogromca lwów jednak udowodnił, że to wcześniejsze spotkanie było niestety tylko „wypadkiem przy pracy”. Koniec jednak dywagacji, czas przyjrzeć się ostatniej (aktualnie newsów o jedenastej odsłonie brak ;)), dziesiątej odsłonie sagi pod tytułem Czarownica.
Dwie nastolatki.
Zaginęła czteroletnia Linnei z gospodarstwa koło Fjällbacki. Kilka dni później jej ciało zostało odnalezione w wyschniętym jeziorku w pobliskim lesie. Sprawa jest o tyle dziwna, że jest w zasadzie kopią tej sprzed trzydziestu lat. Do tamtej zbrodni przyznały się wówczas dwie trzynastolatki, które mimo zmiany zeznania zostały uznane za winne i rozdzielone. Jedna z nich zamieszkała we Fjällbace, a druga właśnie wróciła na „stare śmieci” jako słynna hollywoodzka aktorka. Czy panie doprowadziły do porwania i śmierci kolejnej dziewczynki? A może jednak mówiły prawdę i nie są winne zbrodni sprzed lat?
Retrospekcji sztuk dwie i pieśń pochwalna na cześć uchodźców.
Przeczytałam i w sumie chyba na tym powinnam zakończyć. Po raz kolejny bowiem autorka „pojechała po bandzie”.
O ile sama zagadka i retrospekcja ta sprzed trzydziestu lat jeszcze trzymała się jakiegoś poziomu. Miała swoje uzasadnienie, pchała zagadkę do przodu i odkrywała „rąbka tajemnicy”. Tak smutna historia kobiety z Bohuslan z lat 1671 – 1672 przypominała trochę „zapchaj dziurę” i „pokażę Wam coś innego”. Sama w sobie nie była zła i nawet ciekawa. Tylko usilnie nie mogłam doszukać się w niej związku z fabułą i obecnie prowadzoną sprawą.
Do tego autorka bardzo postanowiła być na czasie i wysmarowała laurkę uchodźcom. Rozumiem, że po tym, co się dzieje na świecie, chciała pokazać ich trochę w lepszym świetle. Bo ludzie przecież są różni i nie każdy uchodźca przyjechał do Szwecji po kasę i białogłowy. Jednak nie powinno się to odbywać kosztem swoich krajanów, z których autorka uczyniła nieczułe, wypaczone świnie niezdolne do jakiejkolwiek empatii. Przy tych kochających, mądrych, czułych i walecznych uchodźcach po prostu zaprezentowali się jak najgorszy gatunek człowieka, który powinien usunąć się w cień i oddać władzę oraz kraj przybywającym.
Erika’s family.
W przypadku mojej ulubionej rodzinki nic się nie zmienia, choć tym razem pierwsze skrzypce gra cierpiętnica Anna, która notabene znowu jest w ciąży (odcinek bez ciężarnej, to odcinek stracony). No i jeszcze wątek numer jeden w rodzinnym grajdołku – mamusia wychodzi za mąż.
Podsumowując. Czarownica Camilli Läckberg pokazuje, iż autorka wciąż nie ma pomysłu na siebie i swoje książki. „Odcina tylko kupony” i na siłę próbuje wpleść w fabułę aktualne wydarzenia ze świata oraz własnego poletka. Myślę, że czas powiedzieć żegnam i z Czarownicą zakończyć swoją przygodę z Sagą o Fjällbace.
Podziwiam, że jeszcze męczysz tę serię. Ja już Lackberg nie mam zamiaru dać koleinej szansy ;)
Pomęczyłam i skończyłam. ;) Kolejnej szansy autorka już nie dostanie. :p
Ja jestem dopiero na początku drogi z Fjällbacką w tle, bo czytam właśnie “Księżniczkę z lodu”. Jestem gdzieś w 1/3 i na razie niezupełnie mnie porwała. O ile nic się nie zmieni, to zakończę już po pierwszym tomie ;)
Księżniczka lodu właśnie mocno mi się podobała. Kaznodzieja jeszcze też robił robotę, a później z książki na książkę było już gorzej. Choć nie powiem zdarzały się przebłyski. ;)
Podziwiam Twoją wytrwałość, ja się poddałam już po 3 czy 4 książkach ;)
Silna jestem, wytrwała jestem – ale jak widać nawet ja mam swój limit. ;) :P