Wyspa Duchów i Latarnik Camilli Läckberg.
Ostatnio mam dość spore problemy z twórczością Camillii Läckberg. Wszystko zaczęło się od Ofiary losu i tak powolutku ciągnie się wraz z kolejnymi odsłonami. Raz nie odpowiada mi chwalona do tej pory część obyczajowa, innym razem miałka cześć kryminalna przyprawia mnie o mdłości. W sumie to nawet zaczęłam powoli zastanawiać się nad porzuceniem sagi, ale ciągle mam nadzieję, że wszystko jeszcze powróci na dobre tory. ;) Po cliffhangerze Syrenki zwyciężyła zaś ciekawość i dlatego dość szybko postanowiłam sięgnąć po kolejną odsłonę sagi pod tytułem Latarnik.
Gråskär – Wyspa Duchów.
Erika miała wiele szczęścia podczas wypadku, do którego doszło kilka miesięcy temu. Bliźniaki, choć przedwcześnie urodziły się całe i zdrowe, a ona sama nie doznała większego uszczerbku na zdrowiu. Niestety jej siostra Anna nie miała już tyle szczęścia. Nie dość, że straciła dziecko, to również sama dość mocno ucierpiała. Teraz obie próbują wrócić do normalnego życia po tragedii, jaka spotkała ich rodzinę.
Patrik również jest już do domu. Można powiedzieć, że miał szczęście. Organizm wysyłał mu tylko sygnał ostrzegawczy, więc teraz wracając do pracy, musi „zwolnić tempo”. Jednak jak może być mowa o jakimkolwiek oszczędzaniu, gdy tuż po przekroczeniu murów komisariatu, od razu trzeba zakasać rękawy, bo we Fjällbace dochodzi do tajemniczego morderstwa. Mężczyzna, który niedawno wrócił do Fjällbaki tuż przed śmiercią odwiedził pobliską wyspę Gråskär, na którą niedawno powróciła jego wielka szkolna miłość.
Przesyt w części obyczajowej.
Autorka usilnie próbuje zmienić serię kryminalną na ściśle obyczajową. Nie, żebym miała coś przeciwko poruszaniu niewygodnych i trudnych problemów, ale gdy wrzuca się ich za dużo do jednego „garnka”, to nie wiadomo, na czym się skupić. Tak właśnie było w przypadku Latarnika. Po pierwsze próbujemy skupić się na traumie powypadkowej i utracie dziecka. Po drugie zaś próbujemy poradzić sobie z problemem przemocy w rodzinie. Po trzecie gdzieś z tyłu głowy zaczynamy rozmyślać o przepracowaniu i wiążących się z tym konsekwencjach. No mix totalny, a jak do tego wszystkiego jeszcze należy dołączyć klasyczną telenowelę rodzinną z Eriką i Patrikiem w tle, Marlberga, który cieszy się rolą dziadka, problemów z mieszkaniem z rodzicami „po ślubie” pod jednym dachem i powtarzanie schematu z Erlingiem, to już nie wiadomo, na czym się skupić.
Kryminalnie bez szału.
W kwestii kryminalnej było poprawnie, ale bez szału. Napięcie bardzo nierównomiernie rozłożone i miałam również wrażenie, że momentami mocno luźne i rozwleczone. Do tego jakby kilka wątków zostało pominiętych w ostatecznym rozwiązaniu. Wyglądało to trochę tak, jakby autorka trochę się zagalopowała, a później zabrakło jej pomysłu na to, co już wcześniej zaczęła.
Podsumowując. Latarnik Camilli Läckberg to kolejna niestety słabsza odsłona Sagi o Fjällbace. O ile kryminalnie byłabym jeszcze w stanie książkę uciągnąć, to niestety mocno zaczyna męczyć mnie depresyjna część obyczajowa z udziałem siostry Eriki – Anny. Nie wiem, czy autorka za wszelką cenę chce udowodnić, iż „biednemu zawsze wiatr w oczy kole”, czy może po prostu lubi w swoich książkach mieć ofiarę, na którą zrzuci całe zło współczesnego świata, ale po prostu zaczyna mi ta cała sytuacja wychodzić już bokiem. Czy będę dalej kontynuować czytanie sagi? To kwestia do przemyślenia, ale biorąc pod uwagę, iż podobno kolejna odsłona sagi pod tytułem Fabrykantka aniołków jest niezła, więc pewnie dam autorce kolejną szansę.
Prawdopodobnie natrafiłaś właśniek na tendencję spadkową autorki. Ja też tak miałam- pierwsze książki Lackberg były niezłymi kryminalnymi czytadłami z przyjemnym wątkiem obyczajowym tle. Kolejne to niestety powieści obyczajowe z leciutkimi kryminalnymi przebłyskami. Nie wiem czy to tylko moje odczucie, ale autorka chyba po pewnym czasie zaczęła wydawać książki na zasadzie odcinania kuponów od sukcesu jej pierwszych książek. Ze skandynawskich kryminałów polecam książki trochę mniej znanej autorki -Lisy Marklund, są świetne i trzymają od pierwszego do ostatniego tomu wysoki poziom :P.
Też mam takie samo odczucie – odcinanie kuponów i nic poza tym.
A tej Lisy Marklund nie kojarzę nawet, ale przyjrzę się jak “zapasy” się skończą. ;)
Powinno być Liza, przepraszam za mój błąd. Właśnie dziwię się, że jest tak mało znana w Polsce. Jak miałam fazę na skandynawskie kryminały jakiś czas temu to przypadkiem jedna z jej książek trafiła w moje ręce i potem czytałam wszystkie kolejne tomy serii. A same kryminały są mroczne i nieugrzecznione ;).
To nieugrzecznione… ;)
Wiesz jak mnie skusić. ;) :D
Matko, “Latarnik” odbija mi się do dziś. Chyba najgorsza powieść Camilli… :(
To ma swoje plusy i oznacza, że teraz może być już tylko lepiej. :D
O kurczę, wyprzedziłaś mnie z Läckberg. Stanęłam po “Syrence” i nie mogę ruszyć dalej. Szkoda, że poziom książek leci w dół, początek serii był super.
W najbliższym czasie pewnie zacznę “Latarnika”, skoro wszystkie części stoją na półce to wstyd nie przeczytać
Teraz taktycznie nastaw się, że będzie słabo i po przeczytaniu Latarnika nie będziesz tak mocno zawiedziona.
Coś czuję, że będziesz autorce tak dawać szansę do ostatniej możliwej chwili;)
Chciałoby się, żeby zdecydowała się pani Läckberg na konkretny gatunek literacki, byłoby ją wtedy łatwiej ocenić, być może w zależności od preferencji czytelnika byłaby to ocena lepsza. A tak? Wielbicielom kryminałów przeszkadza zbyt duża doza obyczajówki, łaknących opowieści obyczajowej odrzuca warstwa kryminalna i w końcu nikt nie jest do końca zadowolony.
Będę jej dawać szansę dopóki mi się jej książki nie skończą (w sumie zostały mi już tylko trzy). ;)
Pani Läckberg chyba próbuje na siłę dogodzić wszystkim, a jak wiadomo “jeszcze się taki nie urodził, co by wszystkim dogodził”.
Coraz bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że dobrze zrobiłam odpuszczając sobie tę serię. Ale Fabrykantka naprawdę mi się podobała ;) (mam nadzieję, że nie dlateog, że to od niej zaczęłam czytać autorkę…)
Sama jestem ciekawa tej “Fabrykantki…”, bo w sumie opinie raczej w miarę pozytywne lub neutralne. I to jest właśnie najgorsze, bo przez tę “huśtawkę” jakoś ciężko mi zdecydować się na porzucenie serii. ;)