Czarne sny Paweł Kornew, czyli Sopel wraca do Przygranicza.
Od mojej ostatniej wizyty w Przyraniczu minęło trochę czasu. Można powiedzieć, iż nawet troszkę stęskniłam się za klimatem i chłodem, który sączył się wprost z kart książki. I mimo iż po ostatnim spotkaniu z Soplem trochę przemarudziłam, że robi się nudnawo i mam poczucie poruszania się w jakiejś grze, w której ilość „questów” pobocznych zaczyna przekraczać wszelkie dozwolone normy, to jednak przechodząc koło książki Czarne sny Pawła Kornewa wiedziałam, że chcę ją przeczytać.
Powrót.
Mija właśnie pół roku od momentu, kiedy Sopel czmychnął z Przygranicza. Siedzi sobie właśnie w barze i spokojnie popija piweczko, gdy pojawiają się jego dobrzy znajomi. Rozpoczyna się wspólna imprezka, a tuż po niej nieoczekiwanie wielkie problemy, po których jedynym wyjściem jest powrót do miejsca pełnego zimna, magii i dziwnych stworzeń. Jak Przygranicze zmieniło się pod nieobecność Sopla? Czy uda mu się wywiązać z postawionym przed nim zobowiązań?
Lekkie muśnięcie.
To była kolejna męska przygoda, której nadrzędnym celem było wykonywanie kolejnych questów. W sumie to cała seria powoli zaczyna przypominać taką mroźną Modę na sukces z mordobiciem i mutasami w tle. ;) Wiemy czego się spodziewać w „następnym odcinku”, ale i tak nie możemy odmówić sobie przyjemności i sięgamy po kolejną odsłonę cyklu.
Mimo iż spodziewałam się takiego obrotu sprawy, jednego było mi żal. Życie Śliskiego po „tej stronie” zostało zaledwie muśnięte. Prawdę mówiąc, miałam nadzieję, że przynajmniej połowa książki da nam trochę odsapnąć od Przygranicza i przeniesie wydarzenia do Rosji. Sopel wykona tu kilka questów i dopiero później będzie zmuszony spakować manatki i wrócić tam skąd ledwo co udało mu się uciec. Tak się jednak nie stało.
Do tego sam powrót również został potraktowany nieco po macoszemu. Gość wraca i od razu przystępuje do akcji. Kurczaczek, przecież nie było go tam ponad pół roku, więc gdzie aklimatyzacja, powrót do społeczeństwa?
Sopel.
Dalej w najlepszej formie. Jako wieczny pechowiec, który uchodzi cało z każdej opresji. Do tego nadal rozmienia mnie na drobne swoimi rozkminami, a mimo zachodzących zmian nie stracił nic ze swojego dotychczasowego uroku.
Podsumowując. Czarne sny Paweła Kornewa to bardzo specyficzna książka, która nie każdemu może przypaść do gustu. Nie zmienia to jednak faktu, że wciąż jest to kawałek dobrej, męskiej przygody z magią, mutasami i rozlicznymi militariami w tle. Dzięki zaś licznym opisom oraz lekkiej narracji książkę czyta się niezwykle szybko i przyjemnie.
Wybacz, ale jak słyszę „twarda, męska przygoda”, to od razu przychodzą mi na myśl nasi komentatorzy sportowi, którzy uwielbiają stosować te dwa słowa w stosunku do gry;)
Serii nie znam i raczej przez długi jeszcze czas nie poznam, bo chyba musiałabym zainwestować w maszynę do podróży w czasie^^;
Tak, komentatorzy potrafią „zaszaleć” w tym kierunku.
Co do serii zaś, to nie wiem czy by Ci się spodobała. Nawet ośmielę się stwierdzić, że nie przypadnie Ci do gustu. No chyba, że zapałasz nagłą miłością do „idź, zrób, obij mordę, wróć”. ;) :P