Czas odmrozić sobie uszy w Przygraniczu – czyli Lodowa Cytadela Pawła Kornewa.
Trochę jestem sobą zaskoczona. Nie zauważyłam bowiem, że Lodowa Cytadela Pawła Kornewa jest już piątą częścią Cyklu Przygranicze. Nawet przez myśl mi nie przeszło, żeby szukać jakichś powiązań poza stroną Fabrycznej Zony. Pojawiła się tam zajawka, książka została dodana do listy zakupowej i tyle.
Na szczęście jednak okazało się, że cykl nie trzyma się jakichś sztywnych reguł, a Paweł Kornew czyni swych bohaterów głównymi postaciami w jednej, no góra dwóch książek. Lodowa Cytadela jest tą szczęściarą (albo raczej jestem nią ja ;)), która rozpoczyna historię wciąż pachnącego świeżością, nowiutkiego bohatera. Więc spokojnie mogłam zabrać się za czytanie. ;)
Zanim o książce słów kilka, to pierwsze wypadałoby się dowiedzieć, czym jest to całe Przygranicze?
Czytając ten zwiastun, byłam mocno podekscytowana. Kolejny postapokaliptyczny świat otwiera przede mną swoje drzwi. Wyobrażałam sobie mroźne mutanty, atakujące sople lodowe, Stalkerów w uszankach (jak na zdjęciu z okładki) i… trochę to nie było to, czego się spodziewałam.
Po kolei. Poznajcie Jewgienija Apostoł – biznesmena z darem jasnowidzenia. Jakiś czas temu jego droga życiowa splotła się z tą z Pogranicza. Przywykł on jednak już do życia w Forcie, a wręcz odnalazł tam dla siebie miejsce, prowadząc różnorakie, legalne bądź mniej, interesy.
Gdy wydawałoby się, że jego życie jest w miarę uporządkowane, w jego własnym domu atakują go najemni zabójcy. Udaje mu się ujść z życiem tylko dzięki znienawidzonemu darowi jasnowidzenia. Kto mógł chcieć jego śmierci? Czy w trakcie poszukiwania zleceniodawcy uda się ukręcić jakiś interesik? No i dlaczego za murami Fortu jest tak zimo ;)?
Początek Lodowej cytadeli zamiast zmrozić me zmysły to raczej je uśpił. ;) Niezwykle ciężko było mi przejść przez pierwsze sto stron książki, gdy Jewgienij przemyka się po mieście w poszukiwaniu sprawców i kręci nowe biznesy. Dopiero gdy opuszcza mury Fortu zaczyna się robić ciekawie i akcja przyspiesza. Dołączają do niego bardzo ciekawi bohaterowie – Wiera i Napalm – i wraz z nimi trafi na ślad wrogów, odkryje szajkę wzmacniającą magiczne umiejętności i wmiesza się w wojnę z frakcją. No po prostu się będzie działo.
Podsumowując. W Lodowej cytadeli nie ma mutantów – jest magia, są wymyślne anomalie i wojny frakcji. Główny bohater mimo, że jest krętaczem jakich mało – wzbudza ogromną sympatię. Akcja od setnej strony jest wartka, a wykreowany świat ciekawy. Myślę, że warto się nim zainteresować, mimo że nie jest to do końca takie postapo jakie pragnęłam ujrzeć.
Pamiętajcie – czytajcie książkę tylko w rękawiczkach. :D
Trochę inna klimatycznie, ale książka jest w porządku.