Cykl Demoniczny. Tron z czaszek księga 2
Tron z czaszek księga 1 Petera V. Bretta był kolejną częścią Cyklu demonicznego, która nieco mnie rozczarowała. Trochę się tego spodziewałam, gdyż po efektownym zakończeniu Wojny w blasku dnia, należało nieco uspokoić nastroje i spowolnić akcję. Po tym małym, acz kolejnym zawodzie, z nadzieją na poprawę oraz przyspieszenie akcji przystąpiłam do czytania Tron z czaszek księga 2.
Co otrzymujemy w tej książce? Przede wszystkim dalszą walką o władzę. Tym razem jednak mocniej skupiamy się na ludziach z Zakątka, a dokładniej Leeshy i Rojerze. Zostali oni zaproszeni wraz z księciem Thamosem do Angiers.
To tam właśnie pod czujnym okiem królowej matki rozegrają się wszelkie intrygi. Rhinebeck III będzie pysznił się swoją fantastyczną armią i pozycją. Zrozpaczona Leesha spróbuje odzyskać względy i serce księcia Thamosa. Baron Gared będzie sprawdzał swoje siły na parkiecie i szukał przyszłej żony, a Rojer spotka swojego zajadłego wroga Jasina Złotogłosego.
To właśnie konflikt pomiędzy tymi dwoma paniami przyprawia o szybsze bicie serca. Jak ja czekałam momentu, kiedy w końcu Rojer zbierze się na odwagę i jak mężczyzna zakończy ten cały teatrzyk. Niestety…. (za Budką Suflera) To nie tak miało być. Zupełnie nie tak. Choć na pewno spowodowało, że książka stała się bardzo realna i wzbudziła we mnie ogromne emocje.
O Lennie Everama też będziemy mogli przeczytać zdań kilka. Przede wszystkim o dalej ciągnącym się konflikcie dwóch braci – Janyana i Asome – w walce o Tron z czaszek oraz o okupacji Lankton.
Jeżeli ktoś natomiast zapyta o najważniejszą dwójkę – to oczywiście ich też nie zabraknie. Arlen i jego przeurocza żona Renna wraz Jardirem nadal zabawiają się z demonem umysłu. Swoją drogą mogliby już zakończyć harce i wziąć się za porządki zarówno w Lennie Everama, jak i w samym Angiers czy Zakątku. Jeszcze trochę i po powrocie nie będą mieli do kogo się odezwać.
Tak, to w końcu było coś. :) Tron z czaszek księga 2 przywrócił mi radość z czytania Cyklu demonicznego. Fanfary jeszcze nie odpalone, ale w końcu zaczyna się coś dziać i powoli wyjaśniać. Wyraźnie na pierwszy plan wysuwa się konflikt pomiędzy ludźmi, a walka z demonami zostaje zepchnięta na drugi plan. W dodatku czuć, że Brett szykuje nas na coś wielkiego, co w dużej mierze podsyca fakt śmierci jednej z kluczowych postaci.
Znowu zakończenie godne świetnej książki, które spowodowało, że chcę więcej.
Mam wrażenie, że Martin wprowadził nowy trend „uśmierć bohatera”, który został podłapany przez większość pisarzy. Nie, żebym miała coś przeciwko bo dookoła było zbyt wielu cudem ocalałych, ale można odczuć, iż niektórzy na siłę uśmiercają bohaterów, bo to jest „trendy”. ;)
Czekam na The Core, choć muszę przyznać, że już trochę „ostygłam” po ostatnich emocjach.
** …przypadek, nie sądzę ;)
P.S. Pozwoliłam sobie odznaczyć jako spojler kilka rzeczy z Twojej wypowiedzi. :)
Hej, uwielbiałam Cykl demoniczny od samego początku. Pierwsza książkę dostałam wiele lat temu (wtedy napisane byly tylko 2 księgi Malowanego człowieka). Zgadzam się, że należało ostudzić emocje po Sharak Suun, która była pod wieloma względami idealna. Natomiast moim zdaniem II tom osiągnął dno. Odnoszę wrażenie, że autor zmienił styl(moze za bardzo polubił G. R. R. Martina????), bo zaczął uśmiercać głównych i pobocznych ale równie ważnych bohaterów.
to dla mnie troche zbyt wiele. A także to o czym pisałeś, czyli co robi Ahmman i dlaczego nie wrócił żeby swoich synów trzymać w ryzach. Może The Core będzie lepsze, ale nie wiem czy w ogóle to przeczytam, skoro w następnej części mogą zginąć
.
**na koniec male spostrzeżenie, że nagle wiele bohaterek zaszło w ciążę, co daj trochę do myślenia… :)
Oj tam, wcale nie takie długie ;)
Przeczytałam pierwszy tom – długie to :) Zapowiada się fajnie, od razu zabieram się za tom drugi :D
Czekam w takim razie na opinię po przeczytaniu całych dwóch tomów :)
Pochwalę się, zaczęłam czytać „Malowanego człowieka” – podoba mi się. :)