Krew i srebrne oczy – Paweł Atamańczuk

Krew i srebrne oczyBrać się za debiutancką książkę czy też nie – to zawsze jest dobre pytanie. Od czasów studiów jakoś nie po drodze było mi z debiutami. Powiedzmy, że stawiałam raczej na te  “sprawdzone i bezpieczne” pozycje. Ostatnio jednak postanowiłam sobie odświeżyć ten zakamarek mojego czytelniczego świata i tak przez całkowity przypadek natknęłam się na debiut Pawła Atamańczuka – Krew i srebrne oczy, który jest jednocześnie zapowiedzią trylogii.

Żeby nie nakreślać samodzielnie fabuły, a przez to nie zdradzić zbyt wiele, pozwolę sobie przytoczyć opis książki z okładki:

Ce’Seline Di Votte z Kalivali jest Tancerką Ostrzy – członkinią elitarnej grupy wojowników wspomagających się magią podczas morderczego tańca mieczy. Co łączy ją z Kurtem Wolfstone’m? Banitą i rzezimieszkiem słynnym na całym terenie Federacji Terilandu? Czemu tajemniczy Obdarzony Pani Księżyca z Czarnego Nowiu, bard Bild Yondbe z takim zaangażowaniem podróżuje razem z dziewczyną, o której wie tak niewiele? Jeśli zechcesz przywołać demona, będziesz potrzebować czterech składników. Tylko pamiętaj, Ce’Seline Di Votte jest jednym z nich. Nie zapomnij…

krew i srebrne oczyPoczątek muszę przyznać, lekko mnie przeraził. Wprowadzenie tylu nazw własnych, postaci o przedziwnych imionach i miejscowości sprawił, że chciałam schować się pod łóżko i już nigdy stamtąd nie wychodzić. Zastanawiałam się, czy Seline to Tancerka Ostrzy z Kalivali, czy jednak może z Terilandu. W zasadzie, to gdzie teraz się wszyscy znajdują? Choć jestem przyzwyczajona do wszelakiej maści imion i nazw dziwnych, to jednak bogactwo i pomysłowość w tej książce po prostu mnie przerosły.

Jednak już po kilku stronach sytuacja stała się opanowana i rozpoczęła się naprawdę fajna przygoda. Wkroczyłam do nowego oryginalnie wykreowanego świata z własną historią i wyraziście nakreślonymi nie tylko pierwszoplanowymi bohaterami. Zostałam porwana w wir akcji, przerzucałam stronę za stroną, ciekawa co będzie się dalej działo.

Czym jeszcze urzekła mnie książka? Przede wszystkim dodatkami. Własnoręcznie narysowana mapka Federacji pozwala dość szybko zlokalizować miejsce, w którym właśnie się znajdujemy. Umieszczony na końcu książki spis oraz opis bohaterów, który uratował mnie w początkowych chwilach słabości, też robi nie małe wrażenie. No, ale chyba najważniejszym aspektem, który mogę wpisać na plus była wręcz “wylewająca” się z książki wyobraźnia autora.

Krew i srebrne oczyNa czym książka w mojej ocenie mocno ucierpiała? Rozpocznę od bohaterów, bo do mnogości nazw własnych, które zaatakowały od początku książki, już wracać nie będę. Mimo że, Ci byli nieszablonowi i ciekawie nakreśleni, to brakowało mi w nich tego smaczku. Takich zwykłych ludzkich rozterek, problemów i wad. Bo bohater mimo całej tej swojej wspaniałości musi być po prostu ludzki, żeby nie powiedzieć “swojski”. Wtedy łatwiej go pokochać i się z nim utożsamiać.

Na sam koniec pozostawiłam sobie część edytorską książki. Akapity jak się uda tak będą, przecinki postawione czasem od przypadku, niektóre w jakichś dziwnych wersjach “bold”, jakby po korekcie ktoś o nich po prostu zapomniał. Do tego dochodzą jeszcze powtórzenia słów, błędy stylistyczne czy w skomplikowanych i rzadziej używanych imionach bohaterów np. Adrea miksuje się Ardeą. Oczywiście większość z nich nie przeszkadza, ale wprowadza pewien dyskomfort czytania.

Podsumowując. Krew i srebrne oczy Pawła Atamańczuka to na prawdę solidny debiut warty polecenia. Z przyjemnością sięgnę po kontynuację książki i wierzę, że zapowiadana trylogia pozwoli nie tylko zapukać, ale i otworzy drzwi do pisarskiej kariery jej autorowi.

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Zapisz

Dodaj komentarz

*

Wyrażam zgodę