Cykl Demoniczny: Pustynna włócznia księga 1 – Peter V. Brett
Pustynna włócznia księga 1 to trzecia odsłona Cyklu Demonicznego Peter’a V.Brett’a, którym nota bene zostałam oczarowana.
Więc czas ponownie wyruszyć do świata, gdzie za dnia panują ludzie, a nocą władają łaknące mordu bestie, które to z pierwszymi promieniami słońca wracają do Otchłani.
Tym razem Peter V. Brett zabiera nas do Krasji, gdzie będziemy mogli poznać Ahmanna asu Hoshkamin am’Jardir am’Kaji. Miał on mały epizod w Malowanym Człowieku, dzięki któremu znienawidziłam go całym swoim jestestwem (tak to ten sam gość, który próbował zabić Arlena i ukradł mu Włócznię).
No i teraz dzięki Pustynnej Włóczni księga 1 mam niezły mętlik w głowie. ;) Nie żebym zmieniła zdanie co do tego gościa – w dalszym ciągu uważam go za skończonego bydlaka, ale dzięki poznaniu jego historii od innej strony powiedzmy, że jestem w stanie w jakimś stopniu wytłumaczyć sobie jego postępowanie.
Niełatwe dzieciństwo, brutalne szkolenie, które musiał przejść, by stać się krasjańskim wojownikiem. A także później już w dorosłym życiu walka na „dwóch frontach” – nocą z alagai (demonami, otchłańcami), a w blasku dnia z ludźmi o władzę. Do tego dochodzi jeszcze pierwsza żona dama’ting Inavera, sterująca jego życiem przy pomocy alagai hora, w specjalny sposób oszlifowanych kości demonów, które to podobno ukazywały jej przyszłość. Jak w takim świecie nie zwariować. ;)
Podsumowując. Pustynna Włócznia księga 1 to już trzecia odsłona Cyklu Demonicznego, która również mnie oczarowała. Kreacja świata przedstawionego jest coraz ciekawsza, a dbałość o szczegóły po prostu powala na kolana. Choćby zagłębienie się w kulturę Krasjan. Pokazanie poszczególnych ról w społeczeństwie, kast, zależności między ludźmi powoduje, że przez społeczeństwo po samych bohaterów, wszystko jest bardzo wiarygodne. Cóż tu dużo pisać, książka po prostu wciąga i nie chce się od niej oderwać .
Choć nie będę ukrywać, że jedna rzecz mi przeszkadzała. No może raczej powinnam powiedzieć, że dość mocno irytowała. To ciągłe powtarzanie tytułów ludzi. Te wszystkie Dama, Damaji, dama’tin-gi, khaffit-y, sharum’ting-i i inne, po prostu wychodzą mi już bokiem. Nie zmienia to jednak mojego zdania, że książka była cudowna, natomiast do tych wszystkich tin-gów da się przyzwyczaić, a przynajmniej przymknąć na nie oko.
Polecam więc nie tylko fanom fantastyki, ale także wielbicielom intryg i odwiecznej walki dobra ze złem. Na pewno nie będziecie zawiedzeni. :)
P.S. Lesha, Arlen i Rojer też pojawiają się w Pustynnej Włóczni księga 1, ale tylko przelotnie – więc nie ma co o nich nawet wspominać. ;)
No Comment! Be the first one.