Powrót Zabójców Smoków Brandona Mulla, czyli czas na pożegnanie z cyklem Smocza Straż.
Och! Jak ja się nie mogłam doczekać kolejnego spotkania z bohaterami Smoczej Straży. Przebierałam dosłownie nóżkami, a to wszystko przez te szumne zapowiedzi autora, który oprócz emocji zapowiedział niespodziankę, która będzie dotyczyła Polski. Dlatego, gdy tylko Powrót Zabójców Smoków znalazł się w moich rękach, nie mogłam sobie odmówić przyjemności i z wypiekami na twarzy, przystąpiłam do pochłaniania lektury.
Celebrant w natarciu.
Knox, Tess, Nowel i Dorian starają się odnaleźć schronienie po tym, gdy Smoki zaatakowały Dolinę Tytanów.
Seth wraz z Calvinem spłacają dług zaciągnięty u Śpiewających Sióstr i próbują zebrać wszystkie fragmenty Klejnotu Eteru.
Kendra zaś mimo miliona spraw na głowie (poszukiwanie kuzynostwa, niepokój o Setha, kraina wróżek w rękach Ronodina) próbuje skupić się na swoim zadaniu, jakim jest odnalezienie i zebranie wszystkich legendarnych pogromców smoków.
Czy Kendra i Seth zdołają wykonać swoje misje, zanim Celebrant i jego zjednoczona armia smoków przejmą władzę nad światem?
Piękne i emocjonujące zakończenie.
Oj, dawno nie przeżywałam takich emocji jak podczas czytania ostatniego odcinka Smoczej Straży. Dlatego chciałabym Wam napisać, tu jak najwięcej o tym co się tam działo, ale zdecydowałam, że nie będę streszczała treści książki, albo powtarzała frazesów z poprzednich odsłon cyklu.
Napiszę tylko, że bardzo mi się podobało, jak Kendra i Seth wydorośleli przez tych pięć wspaniałych powieści. Podobało mi się, że mimo przeciwności losu nie poddawali się, wspierali wzajemnie i podejmowali decyzje, które czasem łamały im i mi serce. Bo życie to pełna paleta barw, wraz ze wszystkimi odcieniami szarości i czasami potrzeba poświęcić coś, by osiągnąć ostateczny cel.
Ujęło mnie także to, jak autor pokazał, iż każdy, niezależnie od ilości świeczek na urodzinowym torcie, popełnia błędy. Nie jesteśmy nieomylni, ale ważne jest to, by do tych błędów się przyznać i jednocześnie wyciągać z nich wnioski. Kendra i Seth mimo bólu, żalu czy zwykłego wstydu nauczyli się tej umiejętności, a dodatkowo pokazali, iż mimo wyrządzonych im krzywd potrafią również przebaczać.
Cudowną sprawą, która ujęła mnie w ostatnim odcinku serii, była również wspaniała wręcz globtroterska podróż, która przybliżyła mi nie tylko tajemnice związane ze światem Baśnioboru, który pokochałam (stąd ta wycieczka do Polski nie tylko), ale również odkryła, skąd wzięła się cała magia, w tym ta, którą władają Seth i Kendra.
Na koniec pozostaje mi tylko powiedzieć autorowi, dziękuję za tę wspaniałą podróż. Za zakończenie, które nie okazało się przewidywalne czy dziecinne, ale wręcz momentami cierpkie (te wszystkie zdrady, nieprzewidywalne straty wywoływały u mnie momentami prawdziwy emocjonalny rollercoaster), pełne emocji i spajające wszystkie wątki w jedną logiczną całość.
I myślę, że nic więcej nie muszę dodawać. Szykujcie się na prawdziwą petardę i emocje sięgające zenitu, bo Powrót Zabójców Smoków Brandona Mulla nie pozwoli Wam się nudzić!
A to ciekawe… Czytam u Ciebie recenzję cyklu, który czyta mój 12-letni potomek :P Nie mógł się doczekać tego tomu i był wielce zadowolony po lekturze. Tylko chce więcej…
Syn po prostu ma dobry gust i nie dziwię mu się, że chce więcej. :D