Aptekarz Olaf Arnoldowicz Rudnicki oraz Aleksander Borysowicz Samarin powracają, czyli Cień Adama Przechrzty.
Odurzyłam się oparami alchemii oraz magii płynącymi z pierwszych dwóch odsłon cyklu Materia Prima Adama Przechrzty. Jakby tego było mało, moje serducho nie oparło się urokowi dwóch dżentelmenów, którzy byli głównymi sprawcami zamieszania w całej historii. No i jeszcze połączenie fikcji z prawdą historyczną po prostu mnie kupiło. Dlatego z wielką radością, jak i lekkim drżeniem serca sięgnęłam po ostatnią odsłonę cyklu pod tytułem Cień.
Na świeczniku. ;)
Olaf Rudnicki mimo usilnych starań pozostania „w cieniu” nie ma ani chwili wytchnienia. Dzięki swojej pozycji, wcześniejszym dokonaniom oraz pełnej kiesie wciąż przyjmuje nowych interesantów i rozwiązuje mniej bądź bardziej ważkie problemy. Oczywiście wielka polityka również o nim nie zapomniała szczególnie, teraz gdy Rzeczpospolita Warszawska balansuje między dwiema potęgami, a Adepci są zawsze mile widziani.
No i jeszcze na dokładkę theokataratos wciąż napływają do naszego świata i wszystko wskazuje na to, że to oni są odpowiedzialni za ostatnie zaginięcia młodych podopiecznych luksusowego domu publicznego.
Aleksander Samarin postanowił nacieszyć się życiem z żoną i zrezygnował ze służby w wojsku. Jednak spokojne życie nie jest jego domeną, szczególnie gdy na jego życie dybie Amici Mortis, a do tego car widzi go w roli wychowawcy młodego carewicza.
Zakończenie prima sort, ale… ;)
Choć po odłożeniu książki nadal byłam zachwycona, a magia oraz bohaterowie wciąż urzekali swoją postawą, to jednak miałam pewne odczucie niedosytu.
Absolutnie nie chodzi o jakieś główne wątki, które przypadkiem nie zostały zamknięte, albo autor postanowił sobie nimi „powycierać podłogę”. Wręcz przeciwnie. Chodzi o to, iż pojawiło się sporo nowych tropów i wątków, które przebiegu całej akcji zostały potraktowane trochę po macoszemu. Miałam odczucie, że bez kilku z nich można było się obejść i w sumie odgrywały tylko rolę mniejszego bądź większego zapychacza.
Do tego na drugi plan została zepchnięta Anastazja. Niesamowicie ważna postać w pierwszych dwóch odsłonach, podpora „trójkąta” teraz pojawia się tylko i wyłącznie jako „centrum informacji”.
Olaf i Samarin po raz trzeci. ;)
Co się tyczy zaś moich dwóch „słodziaków”. ;) Muszę przyznać, iż bardzo podoba mi się kierunek, w którym autor poszedł w przypadku obu postaci. Krewkiego Samarina trochę złagodził, z kolei Olafa, który momentami mógł wydawać się niepozorny, trochę nawet wycofany „doprawił” nieco stanowczością i butą.
Podsumowując. Cień Adama Przechrzty to fantastyczna kontynuacja cyklu Materia Prima z doskonałym klimatem przedwojennej Warszawy, magią, alchemią, świetnie poprowadzoną akcją oraz bardzo wyrazistymi bohaterami, których nie sposób nie polubić. Więc jeżeli macie ochotę na wspaniałą historię w alternatywnym świecie, od której nie będziecie mogli się oderwać, to koniecznie sięgnijcie po cykl Adama Przechrzty. Jestem pewna, że spełni on Wasze wymagania w tej materii. :)
Bardzo dobre zwieńczenie trylogii, chociaż mnie uwierało ogólnie trochę więcej kwestii i po entuzjazmie wynikłym z lektury pierwszego tomu, w trzecim pozostało tylko zadowolenie. Ale to także coś :D
Pierwszy tom trzeba powiedzieć sobie jasno – „pozamiatał” i ustawił bardzo wysoko poprzeczkę kolejnym odsłonom cyklu. :D
Hmm…nadal nie sięgnęłam po twórczość autora. Trochę mi wstyd, bo już jakiś czas temu pisałam, że sięgnę a tu nic;p
Więc całe to dobro przed Tobą. :D