Magia i alchemia – Namiestnik Adama Przechrzty.
Moją przygodę z Adamem Przechrztą, polskim pisarzem fantasy, który ukończył studia historyczne, rozpoczęłam od bardzo udanej „randki” z Adeptem. Przedstawiona w książce alternatywna historia Polski z domieszką magii i alchemii wciągnęła mnie całkowicie, a bohaterowie skradli moje serducho. Skradli tak skutecznie, iż bardzo szybko postanowiłam pogłębić znajomość z kolejną odsłoną cyklu Marteria Prima pod tytułem Namiestnik. :)
Warszawa pod niemiecką okupacją.
Olaf Rudnicki za wszelką cenę stara się nie mieszać do polityki, ale jak zawsze musi wpakować się w jakąś kabałę. Jeszcze, gdy Warszawa była pod zaborem rosyjskim obiecał carowi, że stawi się na każde wyzwanie, by leczyć jego syna. No i właśnie teraz nadszedł ten czas, gdy car postanowił sobie o nim przypomnieć, dzięki czemu trafia w sam środek wydarzeń i intryg. W samej zaś Europie zaczyna wrzeć. Rosjanie obmyślają plan kontrofensywy, w którym dużą rolę odegrają ludzie władający magicznymi formułami.
Jakby problemów politycznych było mało, to w enklawach pojawiają się potężne istoty, które niekoniecznie chcą nawiązać przyjazne stosunki z ludzkim gatunkiem. Czy Rudnicki z Samarinem i tym razem będą w stanie działać ponad podziałami i poradzą sobie z problemami?
Magiczny rollercoaster. ;)
Ponownie od pierwszej strony wkręciłam się w historię tak, że wręcz zaczęłam „wciągać magię nosem”.
Fabuła od pierwszej strony poprowadzona jest dość dynamicznie, a wplątanie w nią rzeczywistych wydarzeń z historii Polski tylko dodaje jej smaczku. Do tego intryga, jak i trup ściele się gęsto, polityka zaczyna wychodzić uszami, w probówkach ważą się alchemiczne mikstury, a demony po nocach spać nie dają. ;) Nie brakuje „na pokładzie” również mniej bądź bardziej oczywistych romansów, pojedynków, walk na noże, bitew czy innym mezaliansów. Jednym słowem dzieje się dużo. I to zarówno w rozdziałach poświęconych samemu Olafowi, jak i Samarinowi.
Bohaterowie.
Gdyż panowie teraz znajdują się „po dwóch stronach barykady”, a co za tym idzie, nie mają tylu wspólnych epizodów jak w Adepcie. Nie zmienia to jednak faktu, iż zarówno jeden, jak i drugi wyraźnie „nabierają wartości” i się rozwijają. Natomiast ich wspólne relacje choć złożone, wydają się wypadać wiarygodnie na tle przedstawianych wydarzeń i historycznego tła.
Podsumowując. Wartka akcja, soczyste opisy, pokrętna intryga, doskonale dopasowani bohaterowie oraz ich dialogi, które potrafią zarówno wywołać uśmiech na twarzy, jak i zaintrygować. Do tego lekka domieszka faktów historycznych, magii i alchemii. Jednym słowem przepis na sukces. Ja zaś mogę powiedzieć tylko jedno. To była kolejna udana randka z Adamem Przechrztą tym razem w towarzystwie Namiestnika.
Myślę, że historia mogłaby Ci się spodobać. Historia jest tylko tłem. Dzięki niej jesteś w stanie określić w jakim mniej więcej okresie czasu się znajdujesz, ale cała reszta wytworzona wokół tego okresu czasu wymiata. Mój ślubny, który teraz zabrał się za serię codziennie mi mówi, że żałuje, że wcześniej nie zaczął. :)
Połączenie historii z fantastyką brzmi ciekawie, mimo że nigdy za historią nie przepadałam :P Ale fantastyka trochę łagodzi tę dziedzinę nauki, z którą od zawsze jestem na bakier. Fajnie, że za takie scalenie wziął się człowiek, który historię ma w jednym palcu, bo ktoś taki wie doskonale, gdzie może “popłynąć”, nie tracąc właściwego okresowi historycznemu klimatu. I takiemu autorowi wierzę. Hmmm… Może się skuszę. Ale żeby było po kolei, to najpierw “Adept” :)