Lux perpetua Andrzeja Sapkowskiego, czyli pożegnanie z Reinmarem z Bielawy.
Polubiłam się bardzo z bohaterami Trylogii husyckiej Andrzeja Sapkowskiego, dlatego z ciężkim sercem sięgałam po ostatnią książkę serii pod tytułem Lux perpetua i tym samym pożegnałam się z Reinmarem z Bielawy, Samsonem oraz Szarlejem.
Reinmar i Jutta.
Gdy nie znano słowa: “Litość” i z imieniem Boga na ustach wyrzynano tysiące niewinnych. Reinmar wierzy w religijną odnowę, staje po stronie zwolenników Husa, nawet gdy ci dokonują niewiarygodnych zbrodni. Cel uświęca środki.
Reynevan chce pomścić śmierć brata. On, medyk i zielarz, idealista i bezinteresowny obrońca chorych i cierpiących, musi wcielić się w rolę husyckiego szpiega, dywersanta, zabójcy i bezlitosnego mściciela. Rozdarty pomiędzy obowiązkiem a głosem serca, stawia wszystko na jedną kartę, byle wyrwać ukochaną z rąk wrogów. On i Jutta to postacie niczym ze średniowiecznego romansu o Alkasynie i Nikoletcie.
Zwieńczenie trylogii w punkt.
Petarda i lekki niedosyt. ;)
Tak w skrócie mogłabym podsumować ostatni tom z przygodami Reinmara z Bielawy, Samsona oraz Szarleja.
Gdyż, to co zaserwował nam Andrzej Sapkowski, to była niezwykła przygoda, pełna soczystych bitek, zakulisowej polityki, smakowitych intryg, historycznych wstawek i wielkiej miłości. A to wszystko zostało podane bez pudrowania (no może poza modułem nieśmiertelności Reinmara ;)) rzeczywistości i wybielania głównych bohaterów.
Tak, tu każdy niezależnie od tego „po której stronie barykady stoi”, ma coś za uszami, a autor nie zamierza udawać, że jedne przewiny są mniej ważne od drugich. Wszyscy są w większym lub mniejszym stopniu szubrawcami, a śmierć zbiera swoje żniwa równo, nie zważając na preferencje, pozycję, koneksje i nasze przywiązanie do poszczególnych bohaterów.
Dlatego cała seria tak mocno zapada w pamięć, a natłok nazwisk czeskich i wtórność niektórych sytuacji (no dobra, ciągłe ratowanie Reinmara po prostu zrobiło się nudne), mimo wszystkich moich zachwytów, spowodowały lekki niedosyt oraz zmęczenie w tej materii.
Poza tymi „drobiazgami” jestem zachwycona serią, bo każda z odsłon ma niesamowity klimat, a miks magii, fikcji i realizmu jest po prostu wyborny. Stąd, jeżeli poszukujecie wręcz samo czytającej się serii fantastycznej, to koniecznie zwróćcie swe lico w kierunku Trylogii husyckiej Andrzeja Sapkowskiego. Myślę, że będziecie nią (podobnie jak ja) zachwyceni!
Gorąco polecam!
No Comment! Be the first one.