Przygód Reynevana, medyka z wykształcenia i powołania ciąg dalszy, czyli Andrzej Sapkowski i Boży bojownicy.
Reinmar z Bielawy w pierwszej odsłonie Trylogii husyckiej ze swoim modułem nietykalności, przyprawiał mnie o mały ból głowy. ;) Pozostali bohaterowie i fabuła świetnie go przeciwważyli, a w fabułę wkręciłam się na maksa. Dlatego postanowiłam kontynuować przygodę z Samsonem oraz Szarlejem w drugiej odsłonie cyklu Andrzeja Sapkowskiego pod tytułem Boży bojownicy.
Rok nastał Pański 1427. Pamiętacie co przyniósł?
Gorące, skwarne było lato roku 1427.
A co, pytacie na to Boży bojownicy?
Cóż, kontynuują oni swoją misję. Po rejzach ich oddziałów pozostają jeno zgliszcza i trupy. Reynevan, medyk z wykształcenia i powołania, bierze udział w krwawych bitwach. Jest wielokrotnie brany w niewolę, ale ze wszystkich opresji wychodzi cało. Z zadziwiającą gorliwością nastają na niego wszyscy: i Inkwizycja, i złowrogi Pomurnik, i pospolici raubritterzy, których nikt nie przekona, że Reynevan nie miał nic wspólnego z napadem na wiozącego znaczną sumę pieniędzy poborcę podatków. A także wyjątkowo nań zawzięty Jan von Biberstein, pan na zamku Stolz, obwiniający Reynevana o zniewolenie jego córki. Pan Jan obiecuje, że napcha gwałciciela prochem i wystrzeli w powietrze.
Brawurowo w dobrym towarzystwie. ;)
Jest petarda! ;) Choć przyznaję, że ta cała petarda (podobnie jak pierwsza odsłona), miała kilka drobnostek, które „zgrzytały mi pod zębami”. ;)
Na czele tych drobnostek jest oczywiście Reinmar z Bielawy. Ten wciąż jest dzieckiem szczęścia, które trafia — nie to złe słowo — pcha się do niewoli i jakimś nadzwyczajnym zbiegiem okoliczności, uwalnia się bądź jest z tej niewoli uwalniany. Na szczęście w kwestiach miłosnych chłoptaś nieco się poprawił i już nie skomle stale o utraconej miłości.
Pomijając Reynevana, do którego nieśmiertelności czy innej nietykalności już się chyba przyzwyczaiłam, to jeszcze trochę kuły mnie w oczy zbyt liczne łacińskie wstawki. Po każdej nowej ogarniał mnie swoisty spasmus musculi faciei. ;)
Poza tym jestem zachwycona tym miksem magii, fikcji i realizmu.
Mogę wręcz napisać, iż delektowałam się wszystkimi opisanymi w powieści potyczkami, smakowałam intrygę i uśmiechałam się na wzmiankę o znanych postaciach historycznych.
Dlatego czytajcie Bożych bojowników Andrzeja Sapkowskiego, bo książka ma niesamowity klimat, wręcz „sama wchodzi”, a bohaterowie na koniec dnia, stają się niemal rodziną.
Gorąco polecam!
Dołączam się do polecenia – Trylogia Husycka to moim zdaniem jedyna rzecz – poza rzecz jasna „Wiedźminem” – która AS-owi wyszła nader smacznie. Czytałem całość dwa razy, trzeciego raczej nie będzie (choć… kto wie?), podobało mi się.
Ja bym tam hop na trzecie czytanie nie mówiła, za kilka lat Reinmar z Bielawy może wrócić w Twoje łaski. ;)