Ruda Anka wychodzi za mąż za swojego ukochanego, doktora Gilberta Blythe’a, czyli Wymarzony dom Anne Lucy Maud Montgomery.
Anka w nowym wydaniu i tłumaczeniu Anny Bańkowskiej nieustannie mnie zachwyca. Dlatego po raz piąty, z nieukrywaną przyjemnością zasiadłam do odświeżenia przygód rudej Anki zatytułowanej Wymarzony dom Anne Lucy Maud Montgomery.
Nowy dom i nowe przyjaźnie.
Anne szybko udaje się nawiązać przyjaźnie w nowym miejscu. Bardzo polubiła Leslie Moore – młodą sąsiadkę, która opiekuje się ciężko chorym mężem – ale czuje, że istnieje między nimi dystans. Czyżby dotknięta niejedną rodzinną tragedią Leslie zazdrościła Blythe’om ich idealnego życia? Czy naprawdę Anne musi sama doświadczyć nieszczęścia i straty, by kobiety się do siebie zbliżyły?
Anka nie Anka.
Wymarzony dom Anne (czy jak tam wolicie Wymarzony dom Ani), to pierwsza w mojej skromnej opinii, odsłona mojej ukochanej rudej Anki, w której Anka powoli przestaje być „tą” Anką.
Gdyż z każdą stroną tej odsłony cyklu znika gdzieś ta przebojowa dziewczyna, która chciała zostać pisarką, realizowała marzenia i była samodzielną, zawadiacką jednostką. Teraz wręcz widać jak staje się panią doktorową i wszystko na to wskazuje, że ten stan rzeczy po prostu, jej wystarcza.
Do tego zawsze czytając tę pozycję, mam wrażenie, jakby autorka pokazywała młodym dziewczynom, że wyjście za mąż, to jest wasz życiowy cel, a potem Wasze pragnienia, marzenia oraz ambicje, muszą zostać schowane do szuflady, a Wy musicie zacząć żyć dla męża oraz dzieci.
Dlatego mimo nadciągających dramatów, cieszyłam się szczególnie początkiem tej odsłony i wręcz „wciągałam nosem”, te momenty, w których Anka była wciąż sobą. Marzyła, tańczyła na wietrze i ukazywała swoją poetycką duszę. A gdy przyszedł czas, uroniłam łezkę nad jej nieszczęściem, a później radowałam się z nowej przyjaźni, którą obdarzył ją los.
I mimo szczęśliwego zakończenia całej historii, wraz z zamknięciem drzwi do wymarzonego domu, pożegnałam moją szaloną, pełną marzeń, rudą Ankę i przywitałam panią doktorową Blythe’a, którą już w całej okazałości spotkam (mam nadzieję, jak najprędzej) w kolejnej odsłonie przygód Anne.
Nigdy nie przeczytałam całej serii i kusi mnie, żeby nadrobić właśnie w nowym tłumaczeniu. Wielka szkoda, że bohaterka traci tę zadziorność, ale mam wrażenie, że autorka po prostu nie była w stanie wyjść poza swoje czasy. Wiesz, charakterna zadziorna dziewczyna, ale potem stateczna żona i matka, bo tak trzeba.
Myślę, że dzięki nowemu tłumaczeniu, to jest właśnie ten moment żeby pokusić się na dokończenie historii rudej Anki.
A co do autorki i przemienieniu marzycielki w panią doktorową, to zapewne masz rację. Autorka nie była w stanie zobaczyć kobiety w innej roli po ślubie, niż tą którą społeczeństwo uważało za jedyną właściwą i słuszną.