Pamięć zwana Imperium Arkady Martine, czyli pierwsze kroki w Imperium Teixcalaanlijskim.
Pamięć zwana Imperium to debiutancka powieść amerykańskiej historyczki, urbanistki i autorki literatury science fiction Arkady Martine, która w 2020 roku zgarnęła nagrodę Hugo za najlepszy debiut. Zachęcona tym faktem, a także intrygującym opisem, postanowiłam sprawdzić, jak wypadło połączenie międzygwiezdnej powieści z mroczną zagadką kryminalną.
Stolica potężnego imperium i nowa ambasador Mahit Dzmare.
Mahit musi odnaleźć winnego, ocalić własne życie i uratować ojczystą stację przed nieustanną ekspansją Teixcalaanu. Jednocześnie musi nauczyć się funkcjonować w obcej kulturze, wdaje się w intrygi na własną rękę oraz ukrywa straszliwie groźną technologiczną tajemnicę, która może spowodować koniec jej stacji i jej sposobu życia… albo uratować je przed zagładą.
Umarł Król, tfu Ambasador…
Pamięć zwana Imperium jest intrygująca i inna, a wrażenia po jej przeczytaniu, ciężko mi określić. ;)
Gdyż bardzo podobał mi się wykreowany świat, choć momentami miałam wrażenie, że z tą ilością szczegółów, autorka nie zostawia zbytnio pola do wyobraźni czytelnikowi.
Polubiłam też bohaterów, którzy byli nie tylko charakterystyczni (i nie chodzi mi tylko o imiona, w których wyniuchałam inspirację Vonnegutem), ale mieli w sobie to „coś”, co pozwoliło mi zbudować więź i nie tylko śledzić ich losy z zapartym tchem, ale również mocno przeżywać ich wzloty i upadki.
No i oczywiście zachłysnęłam się Imago. Zastanawiałam się, jakby wyglądał świat, gdybyśmy w taki implant „zamknęli” Marię Skłodowską-Curie, Alberta Einsteina czy innych sławnych naukowców i myślicieli.
Gdzie jest akcja?
Mając w głowie wciąż te fajne wspomnienia z książki, nie mogę zapomnieć o tym, że brakowało jej dynamizmu i spójności. Owszem wszystko się „zepnie” na koniec w jedną całość, ale trzeba momentami przebrnąć przez zlepek scen, żeby w głowie pojawił się obraz całości.
Do tego sam obraz polityczny jest mocno zagmatwany (momentami nie wiadomo „kto z kim śpi i czy na pewno wszystkie łóżka są zajęte” ;)) i nieco miałki. Jednak sam pojęcie imperium oraz strach przed utratą niezależności, zostały pokazane przyzwoicie.
No i jeszcze na koniec samo śledztwo (w końcu to thriller polityczny), które „grubymi nićmi szyte” i jest nadto rozwleczone. Gdyż główna bohaterka nie umie sformułować nawet podstawowych pytań, na które chce uzyskać odpowiedź, lub po prostu powtarza swoje przemyślenia po raz n-ty, co traktuję trochę, jako zapchaj dziurę, żeby stron powieści było więcej.
Pomijając jednak te drobnostki, powieść jest bardzo ciekawa, zmusza do przemyśleń i czyta się ją w miarę lekko. Dlatego jeżeli nie jesteście nastawieni na pędzącą jak torpeda akcję, a lubicie trochę pobyć na imperialnych salonach i pobawić się technologią, to Pamięć zwana Imperium Arkady Martine powinna Wam się spodobać.
No Comment! Be the first one.