Powrót do szkoły – Adeptka Rachel E. Carter.
W zeszłym roku skusiłam się na pierwszą odsłonę cyklu Czarny Mag Rachel E. Carter, która „zapachniała mi” trochę klimatem à la Trudi Canavan, a do tego miała cudowną okładkę „operatora ołówka” Dominika Brońka. Nawet minuty nie żałowałam podjętej pod wpływem impulsu decyzji, bo czytając książkę, bawiłam się fenomenalnie i przetrwałam wraz z waleczną Ryiah pierwszy rok w Akademii Magii. No i teraz w końcu przeszedł czas na „powrót do szkoły” i nowe wyzwania oraz drugą odsłonę cyklu pod tytułem Adeptka. :)
Wymarzona frakcja bojowa.
Ryiah spełniła swoje marzenie i dostała się do frakcji bojowej w Akademii Magii. Wydawać by się mogło, że na drugim roku będzie już miała „z górki”, ale niestety wymagający nauczyciele, metryczka urodzenia i oczywiście Priscilla wciąż ciążą nad nią jak wielka gradowa chmura. Całej sytuacji nie poprawia dziwna relacja z Darrenem, która codziennie oscyluje w innych „granicach”. Miłości, przyjaźni, wrogości, nienawiści, sympatii czy innej fascynacji.
Do tego jeszcze królestwo jest w stanie zagrożenia, a jeden z uczniów zostaje zabity podczas niespodziewanego nieprzyjacielskiego ataku. Wojna wisi w powietrzu. Czy Ryiah i przyjaciele odnajdą się w nowej dla nich rzeczywistości i czy nie zawahają się by wykorzystać swoje umiejętności gdy sytuacja będzie tego wymagała?
Ponownie utonęłam. ;)
Dosłownie zostałam „porwana z nurtem” i nie mogłam się od książki oderwać.
Gdyż to jest właśnie ten rodzaj fabuły i narracji, który porywa i z każdą przeczytaną stroną chce się wiedzieć więcej. Chce się przeżywać z bohaterami ich przygody, rozwiązywać ich problemy, czasem potrzymać za rękę i powiedzieć „będzie dobrze”, czy też potrząsnąć w odpowiednim momencie i powiedzieć „co ty najlepszego wyprawiasz”.
Cztery lata w Akademii.
No dobrze, ale zapytacie, co tak porwało mnie w tej drugiej odsłonie?
Przede wszystkim dynamika i przemiana postaci.
Te cztery kolejne lata widziane oczami Ryiah to nieprzerwane przemieszczanie się, pozorowane walki, napięcia jakie wybuchają pomiędzy poszczególnymi uczniami i polityka, która wraz z buciorami weszła na salony. Robi się niebezpiecznie, a w powietrzu unoszą się już nie tylko opary szkolnych miłostek i intryg.
Bohaterowie, a tym samym główna rudowłosa piękność dojrzewają. Owszem zachowują się czasem jak przysłowiowe szczeniaki, ale jednak z każdą pozorowaną walką, odbytym szkoleniem i upływających dla nich rokiem widać wyraźnie jak zmienia się ich postrzeganie świata i panującej dookoła sytuacji. Sytuacji, która w obliczu śmierci kolegów czasem mocno ich przerasta. Jednak prą dalej i obierają sobie cel, ale również zdają sobie sprawę ze swoim możliwości oraz z tego, w jakim kierunku zmierza ich przyszłość.
Love is in the air.
No i na koniec wątek miłosny, który chyba trochę przypomina mi sinusiodę. ;)
Jest dobrze, jest źle, „loffciamy się”, nienawidzimy… Jednym słowem, nie rozumiem Darrena, jego decyzji i zachowania. Owszem jak przeczyta się ostatni rozdział książki, to gdzieś tam nabiera to sensu. Niemniej jednak trochę ten romans jest przekombinowany, a dodatku tworzenie przez autorkę trójkątów, czworokątów czy innych pięcioboków było dla mnie… Zaskakujące.
Na szczęście podobnie jak w pierwszym tomie wątek ten nie jest motywem przewodnim historii, acz teraz odgrywa znaczącą rolę i „wprowadza na scenę” kilka ważnych postaci.
Znowu się rozpisałam, więc już króciutko.
Adeptka Rachel E. Carter to świetna kontynuacja serii. Dynamiczna, momentami mocno zaskakująca, a do tego pełna magii i bohaterów, których ciężko nie obdarzyć jakimkolwiek uczuciem. Czekam z niecierpliwością kolejnego tomu z cichą nadzieją, że wątek romansowy otrzyma tym razem „mniej czasu antenowego”, a magia i zmagania bohaterów pochłoną wszystko. ;) :D
Mam nadzieję, że nie będziemy musieli długo czekać na kolejne tomy, “Adeptka” była moim zdaniem super :)
Tu jest tylko kwestia tłumaczenia, bo 3 i 4 tom są już dawno wydane. Więc liczę po cichutku, że za maksymalnie pół roku będziemy się mogły cieszyć kolejną odsłoną cyklu. :D
Czytałam “Adeptkę”, rewelacja! Nie mogę się doczekać kolejnych tomów.
Ja również chętnie przytuliłabym już kontynuację. :D
I fajnie, że książka Ci się podobała. :D
Ta książka jest rzeczywiście bardzo emocjonalna, zakończenie też mnie zaskoczyło, ale moja recenzja nie będzie aż tak pozytywna, jak Twoja. Brakuje mi jednak sensownego rozbudowania świata przedstawionego.
Dla mnie clue był rozwój postaci, ich zachowania i magia. Od początku świat test trochę tłem, więc ja to przynajmniej rozumiem tak, że dla autorki, to on nie jest tu najważniejszy.
Wygląda mi to trochę jak żeński Harry Potter :D więc raczej nie dla mnie już, do tego jeśli faktycznie autorka tworzy miłosne wielokąty to chyba bym się za bardzo irytowała. Jakoś ostatnio mało która książka zawiera nie denerwujący mnie wątek romantyczny, czyżby zgorzknienie starej panny się we mnie odzywało? :O
Do Harry Pottera bym tego nie porównała. Myślę nawet, że nawet obie książki nie krążą po podobnej orbicie. ;)
Jeżeli chodzi o wątek romantyczny, to jest denerwujący, acz może ja jako “starsza pani” tak to odbieram, a młodzież będzie do niego podchodzić inaczej. ;) :P