Jak zostać magiem, czyli Pierwszy rok — Rachel E. Carter.
Nie da się ukryć, że pierwszy tom cyklu Czarny Mag skusił mnie okładką. Dopiero gdy nacieszyłam swe oczy przeczytałam „z czym to się je”. I wtedy debiutancka książka autorki „zapachniała” mi trochę klimatem à la Canavan. A ponieważ ten klimacik uwielbiam, nie miałam już żadnych wątpliwości i wiedziałam, że Pierwszy rok Rachel E. Carter koniecznie muszę przeczytać.
Kierunek Akademia Magii.
Ryiah i jej brat bliźniak Alexander najbardziej na świecie pragną zostać magami. Dlatego też postanowili rozpocząć naukę w Akademii Magii. Sama droga do celu okazała się nie lada wyzwaniem, ale to, co zastali na miejscu przerosło ich najśmielsze oczekiwania. Czy uda się im przetrwać Pierwszy rok, gdy ich umiejętności mocno odstają od kandydatów z arystokratycznych rodów? Czy są w stanie ambicją i treningami doprowadzającymi na skraj wyczerpania zniwelować wszelkie zaległości?
Przygoda, magia i nutka… ;)
Jak już kiedyś wspominałam bardzo ciężko mi się pisze o książkach, które mnie dosłownie pochłaniają. Bo najczęściej siedzę i czytam je z rozdziawioną gębą i nie notuję nic podczas czytania. Absolutnie cieszę się lekturą od czasu do czasu uśmiechając się tylko pod nosem.
I dokładnie tak było w przypadku pierwszego tomu cyklu Czarny mag. Ja tę książkę „wciągnęłam” w dwa popołudnia, a po jej odłożeniu czułam, że chcę więcej.
Młodzieżówka.
Oczywiście mam pełną świadomość tego, że ta książka ma pewne niedoskonałości. Ba, pachnie młodzieżówkami schematami na kilometr. Mimo wszystko ma w sobie pewien powiem świeżości i inności, a lekkość języka (tu duże ukłony dla tłumaczki Emilii Skowrońskiej) i sama akcja układają się tak, że nie sposób od książki się oderwać.
Bohaterowie.
No i jeżeli o schematach mowa, to najlepiej widać to w przypadku bohaterów. Mamy arystokrację i „zwykłych śmiertelników”. Pochodzenie w szkole niby nie ma znaczenia, ale już od początku widać wyraźną różnicę w umiejętnościach, które oczywiście arystokratyczni adepci szkolili przed przystąpieniem do nauki u najlepszych korepetytorów. Jest też piękny książę Darren, który gra niedostępnego i wydaje się pogardzać resztą uczniów. Oczywiście nasza bohaterka Ryiah musi go nienawidzić i „plątać się mu pod nogami”. Z tego faktu musi wyniknąć klasyczna wręcz nienawiść damy z wyższej sfery Priscilli, która za wszelką cenę próbuje zniszczyć Ry.
I tyle ze schematów. Bo rudowłosa piękność z okładki wcale nie jest supertalentem (jak Sonea z Trylogii Czarnego Maga u Trudi Canavan). Wszystko co robi, okupione jest potem, łzami i godzinami spędzonymi w bibliotece. Do tego sama nie ma pewności jak posługiwać się swoją magią. Przechodzi liczne chwile zwątpienia, jednak jej hart ducha i przyjaciele nie pozwalają jej się poddać. Swoim uporem i postawą wzbudza niesamowitą sympatię i prawie wcale nie jest irytująca. ;)
Romans ;)
Młodzieżówka bez romansu to nie młodzieżówka. Muszę jednak przyznać, że ten wątek, a raczej wątki autorka poprowadziła ze smakiem i sporą dawką humoru. Nie gra on pierwszych skrzypiec, nie razi po oczach całodziennymi rozważaniami o tym „czy kocha, czy też nie kocha”. Jest tam gdzieś w tle, czujemy go, ale to magia i zmagania stanowią clue historii.
Trochę się rozpisałam, a wierzcie mogłabym tak jeszcze długo o bohaterach, niezwykłym klimacie, duchu rywalizacji i przyjaźniach. Za wiele jednak mogłabym Wam zdradzić i moglibyście stracić radość z lektury, więc już króciutko. :D
Rewelacja od okładki, przez bohaterów po samą historię. Pierwszy rok Rachel E. Carter polecam wszystkim fanom fantastyki niezależnie od ilości świeczek na urodzinowym torcie. :D
Młodzieżówki lubię, o świeczkach na torcie urodzinowym staram się nie myśleć, więc i po tę książkę pewnie sięgnę:) Tym bardziej, że niekiedy po prostu chce się przeczytać coś, co nie przygnębi, wciągnie i nie zdenerwuje, a wygląda mi na to, że wszystkie te trzy założenia “Pierwszy rok” spełnia^_^
Jak wiadomo te świeczki na tortach dokładają złośliwe skrzaty, więc absolutnie nie należy ich liczyć. Ich ilość nigdy nie jest właściwa, a wręcz zawsze zawyżona. ;)
A książka myślę, że Ci się spodoba. :D
Ostatnio jakoś mi nie po drodze z taką typową fantastyką (za dużo pracy albo się starzeję :( ), ale za to jestem zauroczona tą personalizacją okładki :)
Powiedzmy, że za dużo pracy – bo o starzeniu się nie może być mowy. ;) :P
Tego się będę trzymać :D
PS. Chociaż jak usłyszałam od gimnazjalisty, że powyżej 30-stki to już wiek średni to trochę zdębiałam :D
Ja mając 22 lata usłyszałam w autobusie od chłopaczka z gimnazjum, który usilnie próbował ze mną flirtować, że te starowinki po 20-tce to się do niczego nie nadają. Więc jak widać z opinią gimnazjalistów nie należy się sugerować. :P
Przynajmniej mu się trochę głupio zrobiło, jak mu powiedziałam, że tak staro to się jeszcze nie czuję ;) Ale i tak nikt nie przebije dzieci z 1 klasy podstawowej, które kiedyś mnie pytały, czy pamiętam II Wojnę Światową :D :D :D
Czyli chłoptaś przynajmniej ma prawidłowe odruchy. ;)
Ja miałam tę przyjemność, że flirtujący chłopaczek był w klasie w której miałam praktyki. Jego mina po moim wejściu do klasy była bezcenna. :D
A co do tych pierwszoklasistów, ja bym powiedziała im “zapytajcie rodziców”. :P
Ech, z jednej strony zachęcony, z drugiej odrzucony – zastanawiałem się nad tą książką, ale się właśnie obawiałem, że jest za dużo schematów, nawet jeśli są fajnie rozegrane. :P
Czy za dużo schematów? Hmm…
Ja myślę, że tak w sam raz. ;)
Brzmi nieźle :) Ja tam lubię młodzieżówki i ilość świeczek na moim urodzinowym torcie nie ma znaczenia ;)
Jak lubisz, to Ci polecam. Będziesz się dobrze bawić czytając.