Panna, Wybrańcy i Ascendenci, czyli Krew i popiół Jennifer L. Armentrout.
Nie da się ukryć, że mimo ilości świeczek na urodzinowym torcie, wciąż lubię „wchłaniać” książki sygnowane jako New Adult. Dlatego z przyjemnością sięgnęłam po nowość sygnowaną jako „Początek jednego z najgłośniejszych cykli fantasty ostatnich lat” pod tytułem Krew i popiół Jennifer L. Armentrout, którą otrzymałam jeszcze przed premierą od wydawnictwa You and YA.
Wybrana Penellaphe, czyli Poppy.
Penellaphe zwana pieszczotliwie przez swoich najbliższych Poppy jest Panną (taką wybranką Bogów). Niestety dzięki swojej „pozycji” jej życie to pasmo zakazów i nakazów, które mają doprowadzić ją do Ascendencji.
Jakby samych obostrzeń w jej okolicy było mało, to jeszcze dziewczyna musi skrywać swoje oblicze za Welonem, a jej jedynym „legalnym otoczeniem” są jej osobiści strażnicy, kapłanki i jedna przymusowa dama dworu.
Poppy znając swój los, nie zważa jednak na utrudnienia i potajemnie używa życia. No i właśnie jedna niewinna, acz nielegalna eskapada zmienia wszystko, a poznany podczas niej przystojniak już za parę dni zostaje jej osobistym ochroniarzem.
Dobrze wchodzi, ale…
Krew i popiół Jennifer L. Armentrout, to powieść, w której karty (po pominięciu około 50 pierwszych stron) wręcz same się „przerzucają”. W dodatku ma w sobie ten magnetyzm, który mimo nieścisłości (o których napiszę kilka słów poniżej), chce się ją pochłaniać. Czemu również pomaga lekki język i dość fajnie, wręcz dynamicznie skrojone dialogi.
Jeżeli chodzi o samą akcję, jest ona prowadzona w dobrym tempie, choć momentami dziwnie zwalnia, ale wynagradza to końcówka, która jest niczym japoński pociąg Serii L0. ;)
Mimo tych dobrze wypływających na czytanie elementów cała historia ma pewne mankamenty. Nie będę się rozwodzić nad bohaterką, bo ta jest typową gwiazdką serii YA, która swoimi decyzjami potrafiłaby podnieść ciśnienie najbardziej spokojnemu czytaczowi.
Natomiast bardzo brakowało mi świata. Ten przedstawiony przez autorkę jest płaski i okrojony. Do tego kilka słów na jego temat dostajemy tak naprawdę w ostatniej „minucie odcinka”, co powoduje, że wszystkie decyzje podejmowane zarówno przez główną bohaterkę jak i jej „przybocznych” trochę się rozmywają.
Do tego męski bohater Hawkey jest tak banalnie, chłoptasiowato i lukrowato wykreowany, że ciężko było go momentami przełknąć. Końcówka zaś w jego wykonaniu… Panie, co to było. 🙄
Nie zmienia to jednak faktu, że powieść mnie na tyle zainteresowała, że wchłonęłam ją, można powiedzieć w jeden wieczór. Mam nadzieję, że autorka popracuje trochę nad światem, tchnie w niego jakiegoś ducha (w końcu, coś poza romansem tej serii się należy ;)), bo dialogi i wyczucie grania emocjami oraz tempem akcją ma po prostu wyborne.
Dlatego jeżeli macie ochotę spróbować jak na razie lekko niedopracowany świat, ale za to fabułę, którą wciąga się jak najlepszy serniczek, to gorąco polecam Wam Krew i popiół Jennifer L. Armentrout. Ja sama czekam już na kolejną odsłonę cyklu. :)
Dzisiaj odebrałam z paczkomatu!
Baw się dobrze! :D I jestem bardzo ciekawa jak Ci się spodoba. :D