„Wybierała się sójka za morze…”, czyli w końcu sięgam po Dwie karty Agnieszki Hałas.
Od dłuższego czasu przymierzałam się do cyklu Teatr węży Agnieszki Hałas. Świat Zmroczy i srebrnych magów wydawał mi się dokładnie tym, czego moja książkowa dusza potrzebuje. Dlatego z wielką przyjemnością sięgnęłam po pierwszą odsłonę serii pod tytułem Dwie karty. Czy spełniła ona moje oczekiwania? O tym kilka słów poniżej.
Odmieńcy i obłąkaniec.
Niezły początek, ale…
Wrażenia z lektury podzieliłabym na dwie odrębne kategorie. ;)
W pierwszej umieściłabym te elementy, które mi się podobały. Na czele z bardzo plastyczną i uporządkowaną kreację świata, który raz prowadzi nas mrocznymi, cuchnącymi tunelami wśród zmutowanych i cierpiących, ale współczujących mieszkańców. By za chwilę wprowadzić nas w blasku słońca na powierzchnię zamieszkałą przez bogaczy i magów, którzy bez najmniejszych skrupułów wykorzystują mieszkańców podziemnego świata.
Do tego pierwszego „koszyka” dorzuciłabym również niezwykle intrygującą kreację postaci, tych drugoplanowych. Ich losy chwytają za serce (Znajda, Szczurołap czy alchemik z ciążącą nad nim klątwą), a wraz z rozwojem fabuły czuć, że wszystko, co robią, ma sens i ich spotkanie z głównym bohaterem nie było przypadkowe.
No i właśnie jeżeli o tego całego głównego bohatera chodzi, to już niestety muszę przesunąć się do kategorii numer dwa. Bo Brune Keare jest owszem tajemniczy, ale i zarazem „toporny” i momentami miałam wrażenie, że snuje się jak ten przysłowiowy smród po gaciach.
Do tego jeszcze miałam wrażenie, że autorka nie bardzo wie, w jakim kierunku chce pchnąć całą kabałę. Już się wydawało, że będziemy szukać artefaktu, by „po pięciu minutach” go odnaleźć i zamknąć wątek. Zaraz łapałam się kolejnej „kotwicy”, by się przekonać, że znowu dokonałam złego wyboru.
Nie zmienia to jednak faktu, że świat mocno mnie zaintrygował, a te wszystkie niedopieszczenia jestem na razie skłonna przymknąć oko (tom pierwszy, rozkręcamy się powoli… ;)). I mogę stwierdzić, że debiut autorki uznaję za udany, a sama już planuję w swoim napiętym grafiku zapoznanie się z kolejną odsłoną cyklu.
Ja też trochę marudziłem na konstrukcję, ale tak ogólnie to wrażenia miałem pozytywne i sam protagonista ni trochę mi nie wadził.
Widzę, że marudzenie na konstrukcję jest obowiązkowe w przypadku pierwszego tomu tego cyklu. ;)
Klimat tego świata jest rzeczywiście niezwykły, choć ten tom to taki bardziej zbiór opowiadań przerobiony na powieść. Warto jednak czytać ten cykl dalej – w mojej ocenie trzeci tom jest najsłabszy, ale za to czwarty i piąty – no palce lizać!
Odnotowane. Trzeci tom potraktować ulgowo. ;)
To, co mi się w tej książce nie podoba, to fakt, że bardziej niż powieść przypomina zbiór opowiadań. Ale poza tym pierwszy tom zrobił na mnie bardzo dobre wrażenie i mam zamiar zapoznać się z resztą historii.
Na mnie też zrobił wrażenie dobrze, ale nie oszałamiające. Po ilości “ochów i achów” spodziewałam się czegoś więcej. ;)
Tę książkę się dziwnie czyta, bo to taki trochę ni pies, ni wydra – ni powieść, ni zbiór opowiadań. Ale “dziwnie” nie jest synonimem “źle”:D Kolejne dwa tomy są dość podobnie zbudowane, dopiero dwa ostatnie są już typowo powieściowe.
Mnie to “dziwactwo” nie przeszkadza w czytaniu, ale przeszkadza w zapamiętywaniu – bardzo szybko mi z głowy ulatują te książki. Może dobrze, bo za jakiś czas wrócę, jak do świeżynki :D
Kolejne dwa tomy, też w tym stylu?