Tajne agencje rządowe, terroryści i koszmarna epidemia – Pacjent zero Jonathan Maberry.
Po tym jak wzięłam na celownik kontakty z ufokami, odsunęłam trochę na drugi plan wszelkiej maści apo, postapo i inne zarazy. ;) Mój organizm jednak potrzebuje czasem „pożywić się” lekturą z również z tej półki, więc przejrzałam zasoby i w ramach uzupełnienia brakujących „witamin” postawiłam na powieść Pacjent zero Jonathana Maberry pachnącą zarazą i innymi terrorystami. ;)
Kill him twice.
Joe Ledger jest 32-letnim byłym wojskowym, który odnalazł swoje miejsce w szeregach policji. Jego „poukładane” życie zmienia się, jednak gdy zostaje „zaproszony” na rozmowę z pewnym tajemniczym jegomościem, podczas której musi unieszkodliwić mężczyznę, którego zabił przed tygodniem podczas akcji.
Joe jest przerażony tym, co zobaczył, a gość, który wezwał go na spotkanie, twierdzi, iż prowadzi proces rekrutacji, do ściśle tajnej agencji rządowej WDA (Wojskowy Departament Nauki), która ma zapanować nad zabójczą dla ludzkości pandemią zamieniającą ludzi w zombie.
Czy Joe i jego naprędce złożonej ekipie uda się powstrzymać odpowiedzialnych za zarazę terrorystów?
Krwawo i męsko. ;)
To było dokładnie to, czego oczekiwałam.
Świetna, mocna powieść, z dużą ilością krwi, akcji i niesamowicie szczegółowo opisanych walk, które mimo poziomu trudności, dla przeciętnego czytacza, wydają się być przy odpowiednich ćwiczeniach, w stu procentach wykonalne.
Dzięki temu część dynamiczna bardzo dobrze zazębia się z resztą fabuły, która układa się w bardzo logiczną całość. Owszem, przy części czysto biologicznej, czy technologicznej możemy czasem się uśmiechnąć pod nosem. Jednak sama sprawa terroryzmu i możliwości wprowadzenia takiego wirusa „na rynek” jest bardzo realistyczna i podświadomie uruchamia w głowie szereg pytań. Jak daleko są w stanie posunąć się ekstremiści, by osiągnąć upragniony cel? Czy jesteśmy gotowi na takie bądź podobne zagrożenie? Czy przygotowanie takiego wirusa jest w ogóle możliwe?
Jeżeli chodzi o samego bohatera, to jego kreacja jest prosta, ale dobrze wpasowująca się w koloryt powieści. Joe jest konkretny, potrafi ocenić swoje możliwości i wie, czego chce. Nie jest to może jakaś mega psychologicznie wykreowana postać, którą będziemy rozkminiać godzinami, ale taka, która dokładnie pasuje „do otoczenia”, a pozostali uczestnicy kabały, są dobrze wypełniającym tłem (no może poza tajemniczym szefem WDA, który ma tyle asów w rękawie… ;)).
Dlatego jeżeli macie ochotę na, mocną wręcz męską powieść, pełną świetnych opisów walk, w której krew i flaki są na porządku dziennym, to Pacjent zero Jonathan Maberry jest tym tytułem, którego poszukujecie. Jeżeli natomiast poszukujecie literatury „z wyższej półki”, z góry solennie ostrzegam, omijajcie ten tytuł szerokim łukiem.
2 komentarze
Mirady
28 kwietnia 2021 at 13:24Czytałam i gorąco polecam kontynuację :)
Niestety nie wydali więcej części w Polsce…
Sylwka
30 kwietnia 2021 at 17:10Sięgnę jeszcze w tym roku i trochę liczę na to, że Mag jednak się spręży i wyda kolejne odsłony cyklu. :D