Morderca bez twarzy Henning Mankell, czyli moje pierwsze spotkanie z Komisarzem Wallanderem.
Za szybko „wsunęłam” ostatnio nabyte audiobooki i zrobiło mi się całkiem spore okienko w oczekiwaniu na Pokrzyk Katarzyny Puzyńskiej. Dumałam więc czym tę „dziurę” zapełnić i przypomniało mi się, jak Katarzyna z Kącika z książką polecała mi audiobookowe spotkanie z Komisarzem Wallanderem. Ponieważ dobrym skandynawskim kryminałem nie pogardzę, więc postanowiłam sprawdzić co do zaoferowania ma Henning Mankell i jego Morderca bez twarzy.
„Cudzoziemcy”…
W swoim domu na południu Szwecji w brutalny sposób zamordowana zostaje para staruszków. Według sąsiadów torturowane w okrutny sposób małżeństwo nie miało wrogów, nie było majętne, a wątek rabunkowy można również z góry wykluczyć, gdyż z ich domu nic nie zginęło. Jedynym śladem, który może doprowadzić do sprawcy, jest powtarzane przez umierającą kobietę słowo „cudzoziemcy”. Oczywiście informacja ta lotem błyskawicy przedostaje się do prasy i Szwecja pogrąża się w fali nienawiści do imigrantów, której skutki pozostają tragiczne.
Czy Kurt Wallander opanuje sytuację i odnajdzie mordercę staruszków?
Efekt domina i uchodźcy.
Kryminalnie Mordercę bez twarzy określiłabym jako bardzo solidny kryminał w starym, dobrym stylu. Kryminał, w którym intryga jest dobrze przemyślana, a ilość tropów odpowiednio nakręca tempo akcji.
Jednak co najbardziej doceniłam w tej powieści, to „dotknięcie” wciąż aktualnego temat imigrantów i pokazanie konsekwencji prawnych oraz organizacyjnych związane z niekontrolowanym napływem uchodźców nie tylko do Szwecji, ale i do całej Europy. Napływem, który powoduje także tworzenie i wzmożoną aktywność ruchów nacjonalistycznych, dla których wręcz „wodą na młyn” są wszelkie informacje prasy. Sprawdzone, prawdziwe czy też nie powodują „efekt domina”, który często kończy się tragicznie.
Wszystkie te ataki i zachowania zostały stanowczo potępione przez autora, ale jednocześnie autor wyraził duże zaniepokojenie podejściem do samej kwestii imigracji i mocno wypaczonej poprawności politycznej w tym zakresie.
Komisarz Wallander.
Jeżeli chodzi o samego bohatera, to nie wzbudził on na razie większych emocji. Może dlatego, iż ostatnio trochę z przymrużeniem oka spoglądam na śledczych „zaglądających do kieliszka”. Czekam na dalszy rozwój sytuacji i podejścia do tematu pierwszych oznak demencji ojca.
Podsumowując. Może i nie było fanfar-ów, ale moje pierwsze spotkanie z Kurtem Wallanderem, które zainicjował Morderca bez twarzy, uważam za udane i z pewnością spotkam się z komisarzem nie jeden raz.
P.S. Co się tyczy wersji audio, to na razie ciężko mi cokolwiek powiedzieć. Wszystko przez to, że momentami byłam wręcz zachwycona, by chwilę potem stwierdzić, że lektor psuje cały klimat powieści. Zobaczę, jak sprawa będzie wyglądać w „kolejnym odcinku”.;)
Dzięki za podlinkowanie :)
Z powieściami Mankella mam taki problem, że za nic nie “wchodzą” mi podczas czytania, za to świetnie słuchało mi się wszystkich audiobooków, przy czym – o ile dobrze kojarzę – to chyba poszczególne części czyta aż trzech różnych lektorów.
Dlatego sięgnęłam po audiobooka. :P
Tych trzech lektorów to się trochę nie spodziewałam. Z jednej strony ok, jak pierwszy lektor nie dał rady, ale z drugiej szkoda, bo do lektora się najbardziej w takich przypadkach przyzwyczaja.
Heh, się zobaczy. ;)
Mankella polecało mi już kilka osób i chodziło mi po głowie, by w końcu spróbować. Fabuła wydała mi się interesująca, ale jak doszedłem do informacji, że główny bohater lubi zajrzeć do kieliszka, to się zaś załamałem – kolejny detektyw z problemami. Chyba się jednak wstrzymam ;)
Ten kieliszek jest na razie pochodną odejścia żony i problemów z córką. Dlatego jestem ciekawa co będzie dalej, czy wyjdzie to wyższy level, czy gość się po prostu ogarnie.
No to spokojnie poczekam aż to sprawdzisz. Dopiero potem sam ewentualnie sięgnę po ten cykl, jak się okaże, że facet się ogarnął ;)
Zostawiasz mnie z nim samą. ;)
Bardzo jestem ciekawa tego Mordercy, bo czytałam już Mankella Psy z Rygi i do końca mnie nie przekonał. Ogółem rozumiem już, w jakim stylu autor snuje opowieść i wiem, na co się nastawić, więc pewnie przy okazji Mordercy będzie lepiej. Przytachałam sobie z ŚTK z wymiany akurat ten tytuł i myślę, że będzie ciekawie ;)
Katarzyna z Kącika napisała, że lepiej się słucha książek autora niż czyta, więc może w tym był “pies pogrebany”, że “Psy z Rygi” nie podeszły.
Jestem ciekawa zatem Twoich odczuć po Mordercy…
Na marginesie wtrącę, że podjęłam próbę przeczytania właśnie “Psów z Rygi” i wysiadłam po ok. 10 stronach. Natomiast w wersji audio łyknęłam bardzo zgrabnie i szybko :)
Blue może jednak “przerzucisz” się na audio. ;) :D
Kurczę, mi tak opornie idą audiobooki, kompletnie się w tej formie nie odnajduję i wysłuchanie półgodzinnego opo stanowi dla mnie wyzwanie :/ ale dzięki za sugestię!
Ja zaczęłam się odnajdywać i bardzo się z tego cieszę. :D Może spróbuj posłuchać czegoś “lekkiego” podczas sprzątania – wtedy się wciągniesz. ;)
Ja słucham tylko przy sprzątaniu i prasowaniu, inaczej nie mogę się na nich skupić ;)
Nim się pogniewał na kryminały, czytałem dwie albo trzy przygody Wallandera i wspominam dość pozytywnie.
Chyba się już możesz “odgniewać” na kryminały. Wiesz, tak długo trzymać urazę w serduszku. ;P