Larwy, muchy i władza w rękach ludu – Bogowie pustyni Michał Gołkowski.
Pierwsze spotkanie z Zahredem było mocno intrygujące. Sam zaś pomysł na tę nieszablonową postać, jak i serię zwaną pieszczotliwie Siedmioksiąg Grzechu bardzo przypadły mi do gustu. Dlatego postanowiłam wprosić się na kolejny „bankiet” z udziałem tego niezwykłego mężczyzny i sprawdzić „w jakie progi rzuciły go bogi” w drugiej odsłonie cyklu pod tytułem Bogowie pustyni Michała Gołkowskiego. ;)
W dolinie Nilu…
Umarł król, niech żyje… Wróć. Króla nie będzie, gdyż lud, który obalił władcę na fali największego ludowego powstania, postanawia wziąć sprawy w swoje ręce. Jeden lud, jedna rada, jedna władza! Tylko pojawia się jeden mały problem. Tam, gdzie nie ma prawa i władzy, do głosu w pierwszej kolejności dochodzą najsilniejsi, a dla sąsiadów tereny pozbawione władcy stają się „łakomym kąskiem”.
Inebu-Hedż potrzebuje więc nowego przywódcy. Zahred nie chce dać się wciągać w polityczne gierki, jednak na prośbę przyjaciela postanawia oddać miastu przysługę. Przysługę, która jest tak naprawdę zalążkiem misternego planu, który ma za zadanie doprowadzić protagonistę do osiągnięcia własnego celu.
Dynamicznie do celu…
Patrząc na początek książki, może wydawać się, iż nie będzie ona różniła się (poza epoką) prawie niczym od swojej poprzedniczki. Jednak poza tajemniczym pojawieniem się głównego bohatera, łatwo można zauważyć, iż działania podjęte przez protagonistę są zupełnie inne.
Gdyż w Spiżowym gniewie Zahred niejako dostosowywał się do sytuacji, a tu kształtuje rzeczywistość i sam decyduje o kolejnych etapach prowadzących do rozwoju wojny domowej.
Jeżeli chodzi zaś o samego bohatera, to mam wrażenie, że również nastąpiła w nim pewna zmiana. Owszem nadal jest z niego kawał drania, który bez mrugnięcia okiem wysyła ludzi i przyjaciół na śmierć. Jednak gdzieś tam pod tą skorupą twardziela, pojawiają się pierwsze „pęknięcia” i dochodzą do głosu emocje.
Sama akcja i walki zaś to jest to, co tygryski lubią najbardziej. ;) Jest krwawo, dynamicznie, a kapłani dostają po tyłkach aż miło.
Podsumowując. Bogowie pustyni Michała Gołkowskiego to świetnie poprowadzona historia, pełna emocji i spektakularnych walk, która rozbudza apetyt na więcej. Polecam! :)
Zastanawiałam się właśnie nad tym cyklem i widzę po Twojej recenzji, że nie ma czego się bać. No i super, zapisuję w pamięci do przeczytania w wolnej chwili.
Absolutnie nie ma się czego bać, bo czyta się bardzo przyjemnie. Polecam i myślę, że Katarzyna z Kącika również. :D
Potwierdzam :D
Właśnie skończyłam “Złote miasto” i tu już zupełnie zahredowe emocje widać :D
To póki co mój ulubiony cykl Gołkowskiego :)
Ja w piątek skończyłam I tom “Bram…”. :) Za “Złote…” zabieram się od poniedziałku. :P