Stanisław Lem kryminalnie, czyli Śledztwo. Katar.
Odświeżanie twórczości Stanisława Lema idzie mi jak krew z nosa. Jeżeli nadal pozostanę przy tempie obecnego czytania jednej książki na rok, to mam przed sobą lekturę na kolejne dwadzieścia pięć lat mojego jestestwa. ;) W sumie jest to jakiś pomysł na życie, więc nie narzekając już dłużej, spoglądam na mistrza kryminalnie i spoglądam w kierunku Śledztwo. Katar. :D
Śledztwo.
Detektyw Gregory ma rozwiązać zagadkę tajemniczego znikania zwłok. Na początku jak wszyscy stara się podchodzić do sprawy z pewnym dystansem i nieco ironicznym uśmieszkiem na twarzy. Jednak w miarę czasu, gdy najprostsze rozwiązania zawodzą sam zaczyna brać pod uwagę nadprzyrodzone i inne nadnaturalne siły. Czy uda mu się postawić właściwą tezę i rozwiązać sprawę?
Ponownie oczarował mnie klimat.
Pamiętam jeszcze, jak czytając ten nieszablonowy kryminał, byłam wręcz oczarowana mrocznym, ciężkim klimatem. I również teraz, to właśnie ten klimat znowu skradł moje serducho. Choć muszę przyznać, że poprowadzenie całej powieści w tradycyjnym, angielskim stylu również miało swoje uroki.
Natomiast bardzo statystyczne rozwiązanie zagadki, no cóż, nie do końca mnie usatysfakcjonowało. ;)
Katar.
Niedoszły amerykański astronauta podróżuje do Włoch, by rozwiązać zagadkę kilkunastu samobójstw. Samobójstw, które poza tym, iż zostały popełnione przez klientów pewnego ośrodka wypoczynkowego, nie mają ze sobą innych „wspólnych punktów”. Czy poruszanie się śladem jednej z ofiar pomoże w rozwiązaniu zagadki? A może alergia, która nie pozwoliła na wyruszenie w kosmos, okaże się czynnikiem, który będzie miał ostateczny wpływ na niepowodzenie akcji?
Sensacyjnie i parakryminalnie.
Już na wstępie muszę się przyznać, iż nie pamiętałam zbyt wiele z „pierwszego czytania” Kataru. Dlatego cała zagadka była dla mnie niezwykle emocjonująca do tego stopnia, że przygryzałam wargi i czułam się jak w dobrym, pełnym akcji amerykańskim filmie. Do tego bohater, choć nie do końca profesjonalny, wzbudzał swoją osobą wiele sympatii.
Podsumowując. Śledztwo. Katar jest po prostu rewelacyjne! Stanisław Lem zaś pokazał, że na poletku kryminalnym, również potrafi odnaleźć trochę miejsca dla siebie. Gorąco polecam!
Mnie w “Śledztwie” urzekły dwie rzeczy: jedna ogólna i jedna konkretna. Ogólna – atmosfera. Mroczna, niepewna, jakby w ciągłym zawieszeniu. A konkretna – ten cytat Gregory-ego: https://pl.wikiquote.org/wiki/Stanis%C5%82aw_Lem#%C5%9Aledztwo
Natomiast “Katar” to majstersztyk pod każdym względem. Do końca nie wiadomo, czemu stało się jak się stało, ale można domniemywać, że to wszystko jednak przypadek. No i znajomość terminologii chemiczno – farmaceutycznej wyrywa z butów.
Tak, ten mrok aż się wylewał z książki i tak jak pisałam, to było to, co lubię. :D
“Katar” zdecydowanie prześwietny. Ciekawe są też historie związane z jego powstawaniem.
A tak a propos wstępu: ja czytam rzutami. Miałem duży rzut przy początkach wydawania serii Gazety Wyborczej, a potem dopiero kilka lat później. Może niedługo zrobię kolejny, by doczytać braki.
Czytanie rzutami to u mnie za dużo powiedziane. ;) Jak pojawiła się seria (pierwsza 16-tka) to zaczęłam czytać/odświeżać. Nie w jakiejś konkretnej kolejności, ale jak popadnie i przeczytałam 9-10 książek. Przy drugiej turze, która przyszła do mnie w całości przeczytałam jedną książkę. Dlatego teraz postanowiłam iść zgodnie z numerkami, żeby nieco ułatwić sobie zadanie. ;)