Niewyczerpane źródło energii – Hel 3 Jarosław Grzędowicz.
Hel 3 to pierwsza pełnokrwista powieść science fiction w dorobku Jarosława Grzędowicza, który skradł serca czytelników (w tym moje ;)) tetralogią Pan Lodowego Ogrodu. Powieść, która zdobyła tytuł Książki roku 2017 według czytelników portalu Lubimy Czytać, także otrzymała nominację do Nagrody Literackiej im. Jerzego Żuławskiego. Czy również mi przypadnie do gustu? O tym dwa słowa poniżej. ;)
Rok 2058.
Norbert Roliński jest iwenciarzem. Takim niezależnym reporterem przyszłości tropiącym sensacje. Gdyż tylko one dostarczają mu odpowiednią ilość „lajków” i wyświetleń w MegaNecie, a tym samym zapewniają należyty „wikt i opierunek”. Tak więc „kręci się” chłopina i dokumentuje rozwój technologii i upadek ludzkości. Szuka sensacji od publicznej egzekucji w Dubaju, przez zamkniętą kolację ekipy rządzącej w Warszawie, na kosmicznej wyprawie kończąc.
Miodzio początek…
Początek bardzo pozytywnie mnie zaskoczył. Wizja niedalekiej, wręcz brutalnej i bardzo ponurej przyszłości była nakreślona w sposób fenomenalny. Do tego zachowanie bohatera oraz to, co działo się w świecie, dawało bardzo wiele do myślenia szczególnie w kwestii sumienia i rozrywki dla mas.
Gdzie „lajki” znaczą więcej niż ludzkie życie, a wszędobylska technologia, oczywiście w służbie ludzkości, po prostu go ogranicza, kontroluje i stwarza nowe zakazy oraz nakazy.
W tym całym obrazie ukazana jest również władza, która manipuluje na każdym możliwym polu i oczywiście za wszelką cenę nie chce dopuścić do „swojego korytka” postronnych obywateli.
Kto „wyciągnął wtyczkę i zgasił światło”?
No i w tym miejscu, jak akcja już fajnie się zawiązuje, choć wciąż nie ma za wiele wspólnego z science fiction, następuje totalna zmiana frontu. Jakby autor stwierdził, że teraz jak już początek jest „cacy”, to może sobie trochę poleniuchować, jednocześnie zanudzając czytelnika długim i totalnie nudnie opisanym szkoleniem, które w końcu wyśle głównego bohatera w kosmos.
Podsumowując. W Hel 3 najbardziej zabrakło mi Grzędowicza w Grzędowiczu. Tej finezji i dynamiki, którą autor czarował w Panu Lodowego Ogrodu. Tego porywu serca, które towarzyszyło mi przy każdej akcji i bohatera, który swoją charyzmą i charakterem ujmował już od pierwszej strony książki. Tu wszystko wydawało mi się nijakie, a bohater był płaski jak tyłek Anji Rubik. Jest jednak coś, co mogę zapisać książce na plus. Pomysł, skłanianie do refleksji i znakomicie wykreowany świat. To sprawia, że powieść mogę zapisać jako „średnią z tych gorszych”, co w przypadku tego autora trochę mnie rozczarowuje.
2 komentarze
Qbuś pożera książki
16 września 2019 at 12:59Ech, mnie rozczarowało niemal po całości. Może gdyby z samej końcówki zrobić osobną powieść, to by coś z tego było.
Sylwka
17 września 2019 at 21:23Niemal – robi wielką różnicę. ;)