Wiatrodziej Susan Dennard czyli ponowna wizyta w Czaroziemiu.
Pierwsza odsłona cyklu Czaroziemie Susan Dennard była lekkim, mało wymagającym acz bardzo przyjemnym czytadłem z gatunku Young Adults zakończonym mocnym cliffhangerem. Ciekawa dalszych przygód Safi, Iseult oraz Merika postanowiłam jak najprędzej sięgnąć po kolejną odsłonę cyklu pod tytułem Wiatrodziej.
Okręt Merika spłonął.
Asasyn nie wypełnił zadnia. Książę przeżył, ale teraz, gdy jego oszpecone i poparzone ciało wygląda, jakby opinało chodzącego, żywego trup nikt go nie rozpozna, a on wykaże, że za zamachem stoi jego starsza siostra Vivia. Ta, która za wszelką cenę stara się udowodnić swoją wyższość i zasiąść na tronie Nubreveni. Czy Vivia jest odpowiedzialna za zorganizowanie zamachu na swojego brata?
Podczas gdy Merik stara się rozwiązać sprawę własnej śmierci Safi zgodnie z umową towarzyszy królowej Marstoku. Ich okręt również zostaje zaatakowany, a prawdodziejka musi uciekać. Szczególnie, teraz gdy jej tropem ruszają piekielni bardowie, których zadaniem jest sprowadzenie z powrotem do Cartorry.
Iseult stara się odnaleźć swoją więziosiostrę. Lalkarka nie daje jej spokoju, a w dodatku na swej drodze spotyka krwiodzieja. Czy ich spotkanie jest przypadkowe?
Liczne zwroty akcji i perspektywa zależna od bohatera.
Prawdodziejka „galopowała” od pierwszej strony i wprowadzała ogólny zamęt setką nowych, fantastycznych nazw własnych.
Wiatrodziej również nie należy do tworów powolnych, jednak akcja jest tu na początku bardziej stonowana, a fabuła rozdziela się (prawie) równo pomiędzy czterech bohaterów Safi, Iseult, Merika oraz jego siostrę Vivian. Dzięki czemu nabiera ona dynamizmu w trakcie i daje wiele miejsca na przemyślenia między poszczególnymi rozdziałami.
Postacią przewodnią w tomie (czego łatwo się domyślić) jest Merik. Jego przygody i odkrycia są bardzo interesujące. Jednak to nie on ze swoim użaleniem się nad sobą i próbą udowodnienia swoich racji był dla mnie najistotniejszy. Ta rola nie przypadła również nudnej, acz pyszniąca się i wpadającej co chwilę w nowe kłopoty Safi. Moje oczy po raz kolejny zwróciły się w kierunku jej więziosiostry Iseult. Dziewczyna ma bardzo ciekawy i twardy charakter, a jej spotkanie z krwiodziejem Aedunem i rozpoczęcie wspólnej kooperacji jest smaczkiem samym w sobie. Szkoda tylko, że w sumie tej dwójce poświęcono tak mało czasu. ;)
Vivian…
Na szczególną uwagę zasługuje również starsza siostra Merika – pływodziejka Vivian. To samolubna istotka, która za wszelką cenę stara się przejąć władzę Nubreveni. Wszystko wskazuje również na to, iż jest ona wyzutą ze wszelakich uczuć kobietą. Jednak gdy przyjrzeć się tej postaci bliżej widać ile pracy wkłada i jak wiele poświęca dla swojej ojczyzny. Ponieważ jednak zawsze jest na „świeczniku” musi grać swoją rolę najlepiej jak potrafi, przez co nawet jej brat może błędnie odczytywać jej zamiary.
Podsumowując. Wiatrodziej Susan Dennard to kolejne lekkie, wciągające i sympatyczne czytało z lekką nutką magi w tle. Nie odkryje ono przed Wami „nieboskłonu”, ale pozwoli spędzić miło czas i oderwać się na chwilę od codziennej rutyny. Jeżeli macie więc ochotę na coś zupełnie niezobowiązującego to gorąco polecam. :)
O książce możecie również przeczytać na blogach:
Book Emperor;
Maw Reads;
Tylko magia słowa.
Słyszałam wiele opinii, które pokrywają się z Twoją, że to lekkie, przyjemne czytadło fantastyki młodzieżowej. Dla kogoś, kto tak jak ja jeszcze nie zapoznał się z pierwszą częścią, te wszystkie nazwy brzmią trochę dziwacznie, ale na pewno w trakcie czytania można się do nich przyzwyczaić. W każdym razie bez wątpienia kiedyś po pierwszą część cyklu sięgnę i kto wie, może spodoba mi się na tyle, że i do „Wiatrodzieja” zaglądnę;)
Tak, pierwsza część zarzuca taką ilością nazw własnych, że może się w głowie zakręcić. ;)
Muszę jednak przyznać, że autorka ma wyobraźnię i pomysł. To jest typowa lektura jak potrzebujesz odpocząć. ;)
Podoba mi się! Lubię lekkie fantasy z domieszką YA :)
Jak lubisz i nie oczekujesz jakiejś górnolotności, to książka w sam raz dla Ciebie. :)