Susan Dennard i Prawdodziejka, która zdemaskuje każde Twoje kłamstwo.
Prawdodziejka Susan Dennard wpadła mi w oko jeszcze przed premierą. Przeczytałam dwa słowa wstępu i stwierdziłam, iż książka ta będzie doskonałym elementem relaksacyjnym. ;) Jednak tuż po zakupie i przeczytanych opiniach (pełen wachlarz od boskiego cudu do książki sięgającej dna), jakoś nie miałam ochoty sięgać po tę książkę. W ostatnim jednak czasie potrzebowałam czegoś absolutnie luźnego i mój wzrok samoczynnie spoczął właśnie na niej. :)
Poznajcie Safiyę i Iseult.
Safiya jest jedyną prawdodziejką, w skrócie nie silcie się przy niej nawet na najmniejsze kłamstewka i tak nie można jej oszukać. Iseult jest zaś więzodziejką, co znaczy mniej więcej tyle, iż widzi więzy innych osób, które zmieniają barwy w zależności od emocji i uczuć, jakie dana osoba obecnie przeżywa. Te młode „damy„ będące obecnie w dołku finansowym postanowiły wykorzystać swoje niezwykłe umiejętności i zorganizować napad. Ten niestety nie należał do udanych, a na dodatek cel okazał się magiem, który nie zamierza odpuścić im tego występku. Czas więc wziąć nogi za pas i cieszyć się z tego, że z tej całej kabały uszło się z życiem. Tylko gdzie uciekać? Szczególnie teraz, gdy obie panie znalazły się całkiem przypadkiem w centrum intrygi i sporu potężnych mocarstw.
Przyjaźń ma wielką moc.
Od pierwszych stron książki wręcz wpadamy z impetem w wir wydarzeń, co powoduje, iż trochę ciężko ogarnąć co tam się naprawdę dzieje i o co dokładnie chodzi. Dodatkowo jesteśmy „atakowani” rozlicznymi nazwami własnymi, o których na dobrą sprawę nie wiemy nic. Wszystkie te niuanse jednak zaczynają się wyjaśniać w trakcie, ukazując dobrze skonstruowany świat pełen magii, którego plastyczne opisy zapierają dech w piersiach.
Jeżeli chodzi o główne bohaterki, to z jednej strony ucieszyło mnie to, iż nie są to ciapowate dziecinki (przynajmniej Safiya), które nie wiedzą co zrobić ze swoim życiem. Z drugiej jednak o irytację (wręcz nawet mdłości) przyprawiało mnie ciągłe mielenie jęzorem Safiy o swojej więziosiostrze Iseult. Jak to ona zrobi dla niej wszystko, jak razem zamieszkają… Wiem, że autorka chciała wzmocnić tym wątek przyjaźni i ukazać, że mimo wielu problemów dziewczyny wciąż trzymają się razem. Jednak z drugiej strony, „co za dużo, to nie zdrowo” i każdy średnio ogarnięty czytacz po pierwszych paru stronach był w stanie sobie jasno powiedzieć, jak ważna w życiu tych dwóch młodych dam jest przyjaźń i jak wiele są ona w stanie dla niej zrobić.
To jednak nie przebojowa (gęgająca o więzi) Safiya ujęła mnie swoją osobowością, a skryta i mocno zależna od więziosiostry Iseult. Autorka doskonale ukazała jej bolesną przeszłość i szykanowanie, na jakie jest narażona każdego dnia ze względu na swoje pochodzenie. I choć mogłoby się wydawać, że Iseult poddała się takiemu stanowi rzeczy jednak gdzieś w głębi widać, że walczy. Szczególnie wtedy, gdy poznaje tajemniczą Lalkarkę i wpada w tarapaty.
Wątek romantyczny.
Jak na YA przystało, w książce nie mogło obyć się bez wątku romantycznego, który niestety był raczej mocno standardowy i przewidywalny. Bywało, iż wręcz uśmiechałam się pod nosem widząc nieudolne próby ignorowania się wzajemnie przez Safiyę i Merika. Cóż, to literatura dla młodzieży więc w sumie spodziewałam się takiego obrotu sprawy. ;)
Podsumowując. Prawdodziejka Susan Dennard nie jest powieścią najwyższych lotów. Nie wywołuje również efektu WOW. Nie można za to jej odmówić lekkości, akcji, magii i zwrócenia uwagi na wielką rolę przyjaźni. Wszystkie te czynniki wraz z zakończeniem powodują, że w sumie książka ma w sobie to coś, co powoduje, iż chcemy sięgnąć po jej kontynuację. Więc jeżeli macie ochotę na coś lekkiego, to Prawdodziejka będzie strzałem w dziesiątkę.
Mam tę pozycję w planach :-) Z pewnością sięgnę po nią, gdy najdzie mnie ochota na coś lekkiego i przyjemnego :-)
Tak, to jest dokładnie ten moment kiedy powinno się sięgnąć po tę książkę. ;)
„Prawodziejka” czeka na mnie na półce i coś czuje, że z początkiem 2018 roku wpadnie w moje łapki :)
Super. :)
Mam pytanie względem okładki: czy „Prawodziejka” wejdzie do kanonu? ;)
Trudne pytania zadajesz. ;) A Ty byś ją tam widział?
Wielokrotnie widziałam tą książkę, zwłaszcza na instagramaach książkowych i niestety jestem na nie. Nie jestem przekonana, że będę się przy niej dobrze bawić :(
Pozdrawiam!
Jak nie jesteś przekonana to nie czytaj, mogę Cię zapewnić, że nic nie stracisz.
Ostatnio chyba przedawkowałam YA, i to ostro (czytam Króla Kier i robię to już tylko siłą rozpędu), więc Prawodziejka zleciała na sam dół listy „do przeczytania” – bo kiedyś miałam ją już na oku. Inna sprawa, że Twoja recenzja utwierdza mnie tylko w przekonaniu, że ten tytuł może sobie poczekać :)
W pełni Cię rozumiem z tym przedawkowaniem. ;) A tytuł u mnie również czekał na moment, w którym będę potrzebować czegoś bardzo lekkiego i teraz wpasował się idealnie.