Pierwsze spotkanie z Saszą Załuską – Pochłaniacz Katarzyny Bondy.
Katarzyna Bonda polska dziennikarka i scenarzystka białoruskiego pochodzenia, nazwana również polską królową kryminału kusiła mnie swoimi książkami już od jakiegoś czasu. Jednak gdy tylko decydowałam się na sięgnięcie po jakąś pozycję spod jej pióra to wówczas albo nadarzała się cudowna okazja na zakup innej pozycji lub akurat w tym momencie kończyła się promocja na ebooka. W końcu „nadejszła wiekopomna chwila”, gdy zgrały się nasze kalendarzyki ;) i przyszedł czas na Pochłaniacz czyli pierwszy tom cyklu Cztery żywioły Saszy Załuskiej.
Od 1993 do 2013 roku.
Mamy rok 1993 w niezidentyfikowanych okolicznościach ginie dwójka rodzeństwa Monika i Przemek. Wszystko wskazuje na to, iż w sprawę mogą być zamieszani Marcin i Wojtek Staroń – bliźniacy, którzy niedawno wplątali się w lokalny gangsterski świat.
W 2013 roku do Polski po blisko siedmioletniej nieobecności powraca z córką profilerka Sasza Załuska. Już “na wejściu” otrzymuje bardzo intratne i dobrze płatne zlecenie. Nijaki “Buli” Paweł Bławicki – właściciel klubu muzycznego – podejrzewa swoje wspólnika o niecne zamiary, a Załuska ma mu dostarczyć dowód w postaci profilu. Gdy Sasza stawia się w lokalu, okazuje się, iż partnerem “Buliego” jest dość słynny piosenkarz znany szerszej publiczności dzięki piosence Dziewczyna z północy. Załuska mimo wysokiego honorarium niechętnie zabiera się do pracy, którą przerywa strzelanina w lokalu i śmierć podejrzanego. Profilerka angażuje się w śledztwo policji, które nieoczekiwanie przenosi ją do lat 90-tych i nierozwiązanej sprawy zamordowanego rodzeństwa.
30 lat minęło jak…
Jak na pierwsze spotkanie z autorką to nie mogę powiedzieć, żebym została porwana i nie potrafiła się oderwać od książki. Z drugiej strony byłam zaintrygowana historią oraz profesją profilera kryminalnego.
Ponieważ mamy do czynienia z profilerem akcja jest niespieszna, wręcz miałam czasami wrażenie, jakbym wraz z główną bohaterką układała puzzle. To spowolnienie i inne podejście do intrygi z jednej strony daje coś nowego, a z drugiej miałam wrażenie, iż cały czas jestem w stadium “wyłączonej ekscytacji” – choć może przyczyną tego stanu był fakt, iż po śmierci piosenkarza byłam pewna motywu, a z każdą kolejną stroną upewniałam się tylko, iż moje rozumowanie jest słuszne.
Sama zaś bohaterka swoim zachowaniem była dla mnie trochę mdła. Muszę również z przykrością przyznać, iż to kolejna postać do pudełka “bohater z wielkimi problemami do tego alkoholik lub były alkoholik”. Mam trochę wrażenie, iż autorzy nie mają pomysłu na wykreowanie ciekawej postaci, która nie byłaby napiętnowana i starała się powrócić w wielkim stylu.
Pomarudziłam, więc może teraz trochę pozytywów. :)
Zacznę od merytorycznego przygotowania autorki, szczególnie w kwestii technik policyjnych stosowanych w naszym kraju (dlatego lista podziękowań na końcu książki jest bardzo długa). Do tego, kto ze zwykłych śmiertelników zdaje sobie sprawę z tego, jak dokładnie wygląda praca profilera. Samo słowo może gdzieś tam obije się o uszy, ale żeby znać niuanse to już nie specjalnie. ;)
Mocną stroną są również rysy postaci. Każda z pojawiających się osób jest wiarygodna i charakterystyczna. No i samo zakończenie, które “wbija w fotel” i zaostrza apetyt na kolejną książkę autorki.
Podsumowując. Pochłaniacz Katarzyny Bonda jest ciekawym kryminałem dla osób, które chciałyby małej odmiany i spojrzenia na pracę policji nieco pod innym kątem. Dla tych zaś co wolą poczuć dreszczyk emocji i trzymający w napięciu kryminał ta książka nie będzie niestety najlepszą propozycją.
O książce możecie również przeczytać na blogach:
Kącik z książką;
Wielki Buk;
Złodziejka książek.
Ja już to chcę przeczytać od 2 lat. W zeszłym, na Targach w Kato wziąłem autograf i zamieniłem 3 słowa, co myślałem, że mnie nakłoni do szybszego sięgnięcia. W zeszły weekend znowu Bondę widziałem, a książki do dzisiaj nie przeczytałem. W tym roku to już bankowo mnie, ale w przyszłym już na pewno. Może to też przez tą objętość tak, bo dość gruba, a takiego Morza czy Puzyńską jednak mi się szybciej czytało.
Jeżeli chodzi o grubość to książka absolutnie nie była problemem (i nie chodzi o to, że miałam ją na czytniku). Historię czytało się dość szybko, ale brakowało emocji. No i niestety, czego nie lubię w kryminałach, ja bardzo szybko domyśliłam się o co w tym wszystkim chodzi.
Jak dla mnie Bonda jest w tej samej kategorii co Mróz – ich książki ani mnie grzeją, ani chłodzą, nie lubię ich bohaterów, akcja mnie nie porywa i ogółem jest meh. Na korzyść Bondy przemawia, tak jak napisałaś, jej znajomość tematu profilerów, pod tym względem rzeczywiście nie ma się do czego przyczepić. Ale po przeczytaniu recenzowanej przez Ciebie książki nie czuję zupełnie ochoty na sięgniecie po kolejne tomy w jej twórczości.
Pozdrawiam,
Ania
Jeżeli chodzi o Mroza, to polecam twórczość nie kryminalną. Cykl Parabellum jest świetny, jeżeli oczywiście lubisz klimat II Wojny Światowej. Co do pozostałych jego książek, to dla mnie jest to trochę taka sinusoida – jedna lepsza, kolejna słabsza (do busa w sam raz). ;)
Co do Bondy chcę sprawdzić, jak będzie dalej, bo słyszałam/czytałam opnie, iż “Okularnik” jest znacznie lepszy. Więc na razie nie jestem ani na tak, ani na nie. ;)