Nową przygodę czas zacząć – Czerwona królowa Victorii Aveyard.
Czerwona królowa Victorii Aveyard to książka roku 2015 według portalu lubimyczytać w kategorii fantasy i fantastyka. Wstyd przyznać, ale ja maniaczka książek tego gatunku całkowicie przegapiłam ten tytuł.
Jednak nic straconego. :D
Żeby nie wgryzać się za bardzo fabułę, a przez to nie streścić całej książki pozwolę sobie na wrzucenie kilku słów z okładki. :)
Początek książki nie nastroił mnie pozytywnie. Rzeczywistość rodem z jakiegoś kiepskiego filmu. Dziewczątko kradnie tu i tam, przy okazji użalając się nas swoim brakiem talentów. Żeby tego było mało, zbliżają się jej osiemnaste urodziny i będzie musiała pójść w kamasze, podczas gdy jej cudowna i utalentowana siostrzyczka zapewni byt rodzinie. Nuda i „nawijanie makaronu na uszy”. Przez myśl przeszło mi nawet, że wkopałam się w kolejne słabe czytadało tylko dlatego, że gdzieś tam pojawiło się na szczycie tabeli, którą przecież w kategorii kryminał, sensacja, thriller wygrała Dziewczyna z pociągu.
Jednak, gdy zrządzeniem losu Mare trafia na salony – książka się zmienia – porywa mnie „w swe objęcia” i nie chce puścić. Nerwowo klikam paluchem po czytniku, przerzucając kolejne strony. Jestem podekscytowana i poirytowana zarazem. Chcę krzyczeć do bohaterki, zwrócić uwagę na intrygę, która się koło niej zacieśnia. Nie mogę uwierzyć w jej naiwność – ale z drugiej strony, ona ma przecież dopiero 17 lat.
To było to czego oczekiwałam – zaczęłam żyć razem z książką i jej bohaterami.
Mimo iż historia sama w sobie jest dość prosta. Wręcz można rzec mało oryginalna. To jednak lekki styl autorki i ciekawie skrojeni bohaterowie podnoszą znacząco jej walory.
Nie wiem, czy Czerwona królowa zasłużyła na miano książki roku 2015, ale wiem jedno – jest warta przeczytania i na pewno sięgnę po kolejną odsłonę cyklu.
Miałam dokładnie to samo – chciałam krzyczeć na bohaterkę. Jednak ta narracja pierwszoosobowa jest wciągająca :D
I niebezpieczna podczas czytania w trolejbusie. ;)
Widzę, że mamy podobne odczucia względem tej książki (i z podobnych pobudek zabrałyśmy się za czytanie). Z jednej strony nic odkrywczego, ale z drugiej przyjemnie się czytało ;-)
I to „przyjemnie się czytało” jest chyba najważniejsze :D