Czy tylko prawdziwe kobiety czytają romanse?
Nie jest tajemnicą, że większość moich ulubionych książek pochodzi ze świata fantastyki. Dlatego też zdarza mi się spotkać z opinią, że jestem mało kobieca, bo prawdziwe kobiety czytają romanse, a nie jakąś tam fantastykę często naznaczoną klimatem postapokaliptycznym.
No i tym razem było podobnie, a temat “prawdziwych kobiet i romansideł” urodził się w mojej głowie po jednym z “lanczowań” w pracy.
W doborowym towarzystwie, po jednym z powrotów z Polski postanowiłam opowiedzieć o najnowszych zdobyczach książkowych i o tym, co obecnie czytam. Cała podekscytowana gaworzyłam w łamanym języku słowacko-polsko-angielskim wzbudzając ogólne politowanie współbiesiadniczek. To całe ubolewanie koleżanek nie było bynajmniej spowodowane moim średniej jakości językiem słowackim, a jedynie tym, że one znowu obłowiły się w piękne suknie i biżuterię, a ja tylko w książki.
Wiedziona podszeptem chwilowej głupoty wymyśliłam, że mogłabym pożyczyć jakąś książkę w miejscowym języku i rozbudować swój zasób słownictwa. No i właśnie w tym miejscu zaczęły się schody.
Pierwszą propozycją, jaką otrzymałam od podekscytowanej koleżanki, była chęć podzielenia się ze mną swoją kolekcją harlequin-ów. Podziękowałam więc grzecznie (tak mi się wydawało) i odrzuciłam propozycję. Mój wzrok i zbyt głośne przełknięcie śliny były chyba zbyt sugestywne. Koleżanka poczuła się dotknięta i przez kolejny tydzień nie wymieniła ze mną nawet “ahoj-ki”.
Po tym “incydencie” zaczęły padać pytania – co chciałabym przeczytać. Więc zasugerowałam polecenie jakiegoś słowackiego pisarza czy też pisarki. Zaczęły padać jakieś pomniejsze propozycje. Po wstępnych oględzinach okazało się, że wszystkie są w pełnym klimacie romansowym. Już byłam gotowa wybrać jedną czy dwie książki z przedstawionego repertuaru, ale moja głupota zwyciężyła i zapytałam, czy nie mają przypadkiem czegoś z fantastyki albo kryminału.
No i babiniec zaczął utyskiwanie nad moim marnym żywotem. Jak to mąż może ze mną wytrzymać, jak jestem taka nie romantyczna i mało kobieca. Przecież prawdziwe kobiety czytają romanse i tam odnajdują inspirację do codziennego życia, a ja zajmuję się jakimiś fantastycznymi pierdoletami.
Użalanie się nad moim marnym, nie romantycznym życiem trwało z dobre 10 minut (koniec przerwy był błogosławieństwem ;)), a ja po przytaczanych argumentach zaczęłam się zastanawiać, czy na pewno jest ze mną wszystko w porządku. ;)
A Wy jak uważacie, prawdziwe kobiety czytają romanse?
Czytam różne książki i romanse i kryminały i fantastykę. Nie uważam, że kobieta która czyta fantastykę czy kryminały jest mało kobieca. Mi jak już się uleje słodyczą w romansidłachto sięgam po kryminał lub fantastykę :-).
Pozdrawiam
No i to jest dobre podejście. :) Ogólnie teraz ciężko powiedzieć, iż stroni się od romansów, bo przeplatają się one w mniejszej lub większej części w wielu książkach.
Ja mam wrażenie, że teraz połowa literatury młodzieżowej to zakamuflowany romans. Sama nie przepadam, chociaż czasem mnie najdzie ochota na coś lekkiego i odmóżdżającego. Niestety większość romansów jest totalnie na jedno kopyto. To już lepiej sięgnąć po coś z klasyki, ale wtedy nie ma się co nastawiać na sceny erotyczne. ;)
Ja bym powiedziała, że wręcz 90% książek z literatury młodzieżowej to jeden wielki zakamuflowany romans. Zresztą jakby nie spojrzeć to w sporej ilości literatury co rusz przeplatają się wątki romantyczne, więc czy się nam to podoba, czy też nie stale na nie natrafiamy. :)
Choć oczywiście nic nie przebije romantyzmu rodem z Uniwersum Metro czy serii S.T.A.L.K.E.R ;)
Harlequeeny są przekleństwem. Panna się naczyta takich, a potem sobie wyobraża, że przyjedziesz po nią w czerwonym porsche i w garniturze. Więc lepiej, że nie czytasz tych bzdur, choć Harlequeen po słowacku – mogłabyś mieć całkiem niezły polew. :)
Właśnie rozpatruję dość mocno, czy jednak nie wypożyczyć jednego Harlequeena z powodu tych “heheszków” :D
My potrzebujemy trochę romantyzmu, ale też zdajemy sobie sprawę, że w Harlequeenach jest wszystko mocno przesadzone. Mimo, że je czytam to nigdy od faceta nie oczekiwałam, żeby podjeżdżał po mnie Porsche i w gajerze.
Powiadasz, że czytasz te szmatławce? Może porsche to Ty nie oczekujesz, ale za każdym razem czekasz, że książę podjedzie wypasionym BMW z bukietem róż i zabierze Cię na super ekskluzywną kolację ;)
Tak zawsze marzyłam o facecie w BMW.
Zastanawiam się czemu kombinujesz w 3 językach, skoro ja zawsze do Słowaków mówię po polsku, oni odpowiadają mi po swojemu i wszystko się rozumie. To chyba jest najbardziej intuicyjny język obcy dla nas :P
Co do pytania to mam nieraz podobnie. W końcu dużemu i podobno dorosłemu facetowi nie wypada czytać bajek o elfach i smokach. Trasa ;)
Nie kombinuję. :) Staram się mówić po słowacku. Jak czegoś nie rozumieją, to wrzucam słówko po polsku. Jak i to nie pomaga, pozostaje posiłkowanie się językiem angielskim. Czasem niestety słowo polskie oznacza całkiem coś innego u naszych południowych sąsiadów – szablonowym przykładem jest oczywiście “szukać” :D
Bąbelku – jaki duży i jaki dorosły ;) Nie słuchaj ich wszystkich. Oni Cię okłamują :D
Ja uwielbiam romanse :) Moja mama ma całą kolekcję Harlequeenów i uwielbiam do niej sięgać szczególnie jak mam kiepski dzień. Niektóre romanse czytałam już po kilka razy, a pewnie jeszcze nie raz po nie sięgnę.
Żeby nie było, że tylko Halrequeeny mi w głowie, to czasem pożyczam od koleżanki – ma całą kolekcję Danielle Steel :) Natomiast zakochana jestem w “Wichrowych Wzgórzach” – jak będziesz miała okazję to bardzo mocno Ci tę książkę polecam. :)
Zanotuję w pamięci ;) Jak najdzie mnie ochota na jakiś romans to “Wichrowe Wzgórza” będą na szczycie listy.