Uniwersum Metro 2033: Dzielnica Obiecana
Długo rozwodzić się nie będę. Kolejna książka z dobrze znanego cyklu Uniwersum Metro 2033: Dzielnica obiecana autorstwa Pawła Majki, osadzona została, można by rzecz tuż za miedzą, a mianowicie w Nowej Hucie – kultowej dzielnicy Krakowa. Nie ma tu cóż prawda metra, ale jakiś kącik dla ocaleńców również się znalazł.
Do Dzielnicy Obiecanej prowadzi nas Marcin – dzieciak około lat siedemnastu, bez nazwiska, należący do aktorskiej trupy, która przemierza ze swymi spektaklami przez schrony i daje ludziom nadzieję. Chłopak nie może narzekać na swoje aktorskie życie. Grupa jest uwielbiana przez ludzi, przez to można powiedzieć, że jak na warunki po pożodze – żyje sobie dość dostatnio, szczególnie dzięki organizowanej przez nich loterii. Wszystko zmienia się, gdy władze schronów zatrzymują grupę (“jeśli nie wiadomo, o co chodzi, to chodzi o pieniądze”) pod zarzutem zdrady i skazują wszystkich jej członków na śmierć.
Młodemu udaje się uciec i zabrać ze sobą przybraną siostrę Ewę. Wydostają się na powierzchnię i postanawiają udać się w kierunku osławionego Kombinatu – czyli w skrócie Dzielnicy Obiecanej. Dzięki zrządzeniu losu zaraz po opuszczeniu schronu dzieciaki wpadają na Ducha (doświadczonego stalkera – samotnika), który postanawia ich “przygarnąć” i staje się mentorem dla żółtodzioba Marcina. W pogoń za młodzieżą wyrusza niewielki oddział żołnierzy dowodzony przez porucznika Siedlara.
I tak będziemy przemierzać drogę do Kombinatu patrząc na świat raz oczami Marcina, drugim razem Siedlara – choć trzeba sobie powiedzieć uczciwie i otwarcie, że punkt widzenia porucznika jest znacznie ciekawszy. Będziemy spotykać na trasie wszelkiej maści mutanty oraz różne typy ludzi. Poznamy też kilka ciekawych postaci (komunistkę Ninel i major Ulica) oraz natkniemy się na frakcji nazistów i komunistów. Pozostałe wydarzenia i to czy udało się dotrzeć do Dzielnicy Obiecanej musicie dowiedzieć się sami.
Podsumowując. Prolog natchnął mnie nadzieją, która zgasła już w pierwszym rozdziale. Fabuła nie wniosła nic odkrywczego (no może poza jednomyślnymi ptakami), a bohaterowie po prostu przemieszczają się z punktu A do B. Główny bohater jest postacią irytującą i prawdę mówiąc, nie miałabym nic przeciwko, gdyby wpadł w łapy jakiegoś mutanta. Do tego język rodem z przedszkola, gdzie najgorszym przekleństwem jest “ładjak” czy “drań” – naprawdę nie poprawia w mych oczach wizerunku książki. Jednak uważam, że fani Metra powinni sięgnąć po książkę Pawła Majki Dzielnica Obiecana, chociażby po to, żeby przekonać się, jak wygląda pierwsza polska odsłona cyklu.