Krucjata dzieci czyli Tullio Avoledo dostaje drugą szansę. ;)
Ci, którzy mają okazję pojawiać się na tym blogu od roku 2015, mogą jeszcze pamiętać, jak bardzo psioczyłam na pierwszą odsłonę cyklu Tullio Avoledo pod tytułem Korzenie niebios. Przyznaję szczerze, że gdy tylko zobaczyłam, że ma pojawić się Krucjata dzieci stwierdziłam, że będę książkę omijała szerokim łukiem. Ślubny jednak trochę przymarudził coś o tym, że to „jego półka”, więc chcąc nie chcąc książka trafiła do koszyka. To również on swoją opinią, mimo wewnętrznej niechęci, namówił mnie do jej przeczytania.
Więc przenieśmy się do Italii…
Johna Daniels powraca, a wraz z nim moce, których nie potrafi zrozumieć nawet sam zainteresowany. Wraz z Alessią (ni to duchem, ni człowiekiem) trafia do Mediolanu. Tam postrach sieją Synowie Gniewu – uzbrojeni po zęby kanibale, którzy terroryzują okolicę i porywają dzieci mieszkańców metra. John swą charyzmą i nabytymi mocami nakierowuje zaszczutych pod powierzchnią ludzi do zjednoczenia i rozpoczęcia Krucjaty dzieci. Czy wyprawa ta ma szanse powodzenia? I gdzie czają się prawdziwe potwory, które zajęły ruiny Mediolanu?
Fanatyzm religijny i powrót do Metra.
Ślubny miał rację. Ta książka jest inna od poprzedniej. Bardzo sugestywna, pełna krwawych, brutalnych opisów i czającej się na każdym kroku grozy.
Akcja rozgrywa się w dobrze znanej czytelnikom Uniwersum „bańce Metra”, w którą wpleciony został fanatyzm i nawiązanie do religii. Całość jest z jednej strony dynamiczna, a z drugiej pozostawia sporo miejsca na przemyślenia nad zastaną rzeczywistością, kierunkiem w którym zmierza ocalała ludzkość i tym co, a może bardziej kto jest obecnie dla niej największym zagrożeniem.
John czy tam inny Jack Daniels. ;)
Niestety nadal trochę nie ogarniam postaci głównego bohatera, który po pierwsze pojawia się nie wiadomo skąd, po drugie zachowuje się jak tania wróżka z cyrku, a po trzecie jego decyzje są czasem ze sobą całkowicie sprzeczne. Do tego jeszcze ta Alessia, która nie wiadomo skąd się wzięła i jaki tak naprawdę byt reprezentuje.
Podsumowując. Krucjata dzieci Tullio Avoledo są w moim odczuciu znacznie lepszą, bardziej przemyślaną pozycją w stosunku do swojej poprzedniczki. W dodatku prezentuje mocno nieszablonowe podejście do tematu postapo, choć jak dla mnie nadal za dużo w niej mistycyzmu i duchów oraz za mało interesujących postaci.
17 komentarzy
Emil
29 stycznia 2018 at 17:44No ja właśnie żałuję, że nie jestem od 2015 roku – tyle Zony do czytania. :P Też się muszę wreszcie przełamać i po prostu zrobić zakupy, bo jak na razie jedynie Metro 2033 czytałem, a marudzę sam sobie o tym uniwersum od dawien dawna.
Sylwka
29 stycznia 2018 at 20:07To masz sporo do nadrobienia, jak tylko samo Metro 2033 czytałeś. ;) Uniwersum ma w sobie jakiś urok, choć kilka pozycji jest słabych, a nawet powiedziałabym, że bardzo słabych.
Emil
30 stycznia 2018 at 09:56Ło, i to jeszcze ile do nadrabiania! W ogóle ja z nadrabianiem wszystkiego jestem do tyłu. Już pal licho czas wolny, żeby chociaż szybciej czytać… :D
Sylwka
30 stycznia 2018 at 21:03Szybsze czytanie… Ja się łapię na tym, że rozpędzam się jak speedy gonzales podczas czytania i staram się wtedy hamować. ;) Co za szybko, to… ;) :D
Katarzyna Abramova
30 stycznia 2018 at 09:01KOrzenie niebios mi się podobały, ale… zastrzelcie mnie, bo nie pamiętam z nich prawie nic. Tylko ogólne wrażenie :) Za to do Krucjaty dzieci mnie nie ciągnie. Chyba się przeczytałam Metrem, bo jak kiedyś uwielbiałam, tak teraz mi przeszło :(
Sylwka
30 stycznia 2018 at 21:04Po prostu Ci się “przejadło”. ;) Ja jestem ciekawa czy u mnie (i kiedy) nastąpi taki dzień, że odstawię całe postapo w ciemny kąt.
Ania
30 stycznia 2018 at 20:06Z uniwersum Metra przeczytałam… nic, niestety. Postapokaliptyczne światy nie należą do moich ulubionych wizji przyszłości i ciężko mi się zabrać za ten odłam fantastyki. Którą z części byś poleciła kompletnemu laikowi?
Sylwka
30 stycznia 2018 at 21:09Uważam, że warto sięgnąć do pierwowzoru – czyli “Metro 2033” i “Metro 2035” (2034 niestety jest takie sobie).
Z Uniwersum poleciłabym zaś Roberta J. Szmidta z “Otchłanią” i “Wieżą”. Bardzo dobre są też trylogie Diakowa (“Do światła”, “W mrok”, “Za horyzont”) i Szabałowa (“Prawo do użycia siły”, “Prawo do życia” i “Prawo do zemsty”).
Ania
30 stycznia 2018 at 21:26Dzięki! Teraz wiem, czego szukać w odmęcie metra;P
Gosia B
31 stycznia 2018 at 11:35Tak naprawdę podobała mi się tylko pierwsza część oryginału. Później siłą rozpędu czytałam kolejne ale już ostatnia część Metra dla mnie była totalną pomyłką. Książki z universum z reguły mnie zawodzą i chyba już sobie je daruję;p
PS. Chyba Ci się wkradła pomyłka w tytułach “Podsumowując. Korzenie niebios Tullio Avoledo “
Sylwka
31 stycznia 2018 at 18:29Coraz więcej książek z UM brakuje świeżości i pomysłu, choć muszę przyznać, iż wciąż zdarzają się perełki. Pewnie dlatego wciąż pozostaję w klimatach i je czytam. :D
P.S. Tak, dziękuję :D
Natalia
1 lutego 2018 at 07:25Mam obie te książki u siebie na półce. Mam jednak nadzieję, że przypadną mi do gustu.
Sylwka
1 lutego 2018 at 20:14Pytanie jak się czujesz w szeroko pojętej mistyce i zjawiskach nadprzyrodzonych. Jeżeli Ci za bardzo nie przeszkadzają, to książki powinny Ci przypaść do gustu. :)
Natalia
1 lutego 2018 at 20:26Właściwie raczej lubię takie klimaty i liczę na to, że mi się spodobają.
Sylwka
1 lutego 2018 at 20:31W takim razie czekam na opinię, jak Ci się książki spodobały.
Nie masz wymówki – bo sama pisałaś, że książki stoją już na półce. :D
Natalia
1 lutego 2018 at 20:33Wiem, mam nadzieję, że przynajmniej jedną przeczytam już w przyszłym tygodniu…ale u mnie jest tak, że ciężko jest mi planować przeczytanie książek, bo zazwyczaj jest tak, że coś innego mnie zainteresuje ;p
Sylwka
1 lutego 2018 at 20:37Rozumiem ten problem. Już mam czytać jakąś książkę, ale inna patrzy na mnie takim wzrokiem z półki i krzyczy “wybierz mnie” – no i ją wybieram. ;)