Pożyczać czy nie pożyczać – oto jest pytanie.
Początkiem marca po raz kolejny zdecydowałam się dokupić do mojej skromnej biblioteczki książki, które jakimś magicznym sposobem mnie opuściły. No i wtedy w mojej głowie ponownie pojawiło się pytanie „pożyczać czy nie pożyczać”?
Z pożyczaniem książek mam bowiem od jakiegoś czasu spory problem…
Gdy byłam w liceum czy na studiach pożyczałam wiele książek. Nie stanowiło to dla mnie żadnego problemu. Każdą pożyczoną dla siebie książkę szanowałam nawet bardziej niż własną, natomiast te pożyczone przeze mnie wracały do mnie w dobrym stanie. Nie było problemów z zaginanymi kartkami, poplamionymi stronami, a tym bardziej nie zdarzyła mi się sytuacja, w której książka nie znalazłaby drogi powrotnej na moją półkę.
Jednak gdy tylko zaczęłam pracować, sytuacja diametralnie się zmieniła. Nie chodzi o to, że pożyczone przeze mnie książki zaczęły do mnie wracać uszkodzone czy też poplamione. One w wielu przypadkach po prostu przestały do mnie wracać. Oczywiście osoby, które pożyczyły książki nie widzą w tym nic strasznego. Kilka osób przestało się do mnie odzywać, bo przecież mam dobrą pracę, a upominam się o coś, co kosztowało grosze. Kolejne zaś idą w zaparte, śmiejąc się pod nosem udają, że nigdy ode mnie nie pożyczyli żadnej książki.
Te rozliczne historie oduczyły mnie użyczania moich książek innym. Oczywiście są nieliczne wyjątki, jednak pozostałe osoby mają do mnie sporo pretensji o to, iż się nie dzielę. Czy słusznie? W mojej opinii tak, szczególnie że zaginęło mi kilka książek, które były dla mnie szczególnie cenne i nawet odkupienie nowych wydań (jak choćby w przypadku Małego księcia, Miasta śniących książek czy Kota alchemika) nie jest dla mnie satysfakcjonujące.
Jak sytuacja wygląda u Was – pożyczacie książki znajomym/nieznajomym?
Ja najbardziej na świecie nie lubię pożyczać od kogoś książek. Samej czasem mi się zdarza użyć komuś swój egzemplarz, ale potem niestety muszę się dopominać, szczególnie gdy chodzi o osobę, którą widuję raz na pół roku. Swojego ukochanego egzemplarza „Mistrza i Małgorzaty” do tej pory nie dostałam z powrotem. Aczkolwiek nie zraziłam się tak bardzo, bo gdy koleżanka z pracy poprosiła mnie o pożyczenie jednej z moich nowych książek, które widziała u mnie na fanpage’u, zgodziłam się bez wahania. Mam nadzieję, że nie będę żałować. :)
Trzymam zatem kciuki, żeby książka znalazła drogę powrotną do domu. :D
Do mnie w ten sposób nie wrócił kiedyś ostatni tom „Władcy Pierścieni” i najgorsze jest to, że za nic nie mogę sobie przypomnieć, komu go pożyczyłam… Nie rozumiem, dlaczego wiele osób tak lekko podchodzi do nieoddawania książek – sprzęt elektroniczny jakoś chyba by oddawali, cudza własność to jednak cudza własność, niezależnie od tego, co to za przedmiot. Zwłaszcza, że to konkretnych wydań można mieć stosunek sentymentalny i emocjonalny. Z tego względu teraz pożyczam książki tylko najbliższej rodzinie – mamie, siostrom i przyszłej bratowej – przynajmniej wiem, gdzie ich szukać w razie czego ;)
Mi właśnie zginęło kilka książek z dedykacjami z wygranych konkursów, czy prezentów ślubnych.
Co do siostry to nie pożyczam jej książek, bo po pierwsze sama sobie zabierała je z półki jak mnie odwiedzała, a po drugie nigdy zabrane przez nią książki do mnie nie wracały. Pozostało pilnować biblioteczki jak cerber. ;)
U mnie pewnie by się to skończyło awanturą, bo alergicznie wręcz nie znoszę, gdy ktoś bierze moje rzeczy bez pytania… :)
Mogę Cię zapewnić, że awantura była przednia. Jednak i tak nie zmieniło to faktu, iż siostra wyznaje zasadę „co Twoje to i moje, ale co moje to nie rusz”.
Ja również należę do tej grupy ludzi, która niechętnie pożycza swoje książki komukolwiek ;)
Wyjątkiem jest moja mama i bez problemu mogłabym też pożyczyć moje skarby przyjaciółce, która jestem pewna, że obchodziłaby się z nimi dobrze i na pewno książki wróciłyby do mnie.
Niestety, ale również mam złe doświadczenia, jednak u mnie problem nie polegał na nieoddaniu ich, a na stanie w jakim wracały.
Widzisz, ja pożyczyłam kilka książek przyjaciółce i do dnia dzisiejszego do mnie nie wróciły, a przyjaciółka (choć już nie mogę chyba jej tak nazywać) przestała się do mnie odzywać.
To faktycznie niemiłe doświadczenie.
A „przyjaciółka” chyba jednak nie zasługuje na takie miano.
Ja książkami wymieniam się tylko z moimi przyjaciółmi i mamą. Nie ma żadnych problemów, bo są to zaufane mi osoby. Nie pożyczyłabym natomiast książek znajomym, czy np. mojej dentystce, która ostatnio widziała jak w poczekalni czytałam pewien tytuł, który ona chętnie by przeczytała. W takich przypadkach zawsze taktownie odmawiam. Książki może nie kosztują majątku (chociaż jakby tak podliczyć ceny ich wszystkich :P), ale to są jedne z najcenniejszych przedmiotów w moim życiu.
Dokładnie, jakby policzyć ceny ich wszystkich to na półce stoi dość pokaźny majątek. :)
Pożyczałam, ale w 90% do mnie nie wróciły, więc teraz odmówię jakby co:)
Czyli też jesteś życiową szczęściarą. ;) :)