Na ratunek Pisklakom, czyli Aneta Jadowska i Zwycięzca bierze wszystko.
Skoro drugi tom dał mi dokładnie to, na co liczyłam – dobrą zabawę, wartką akcję i magiczne zamieszanie z Dorą w roli głównej – sięgnięcie po trzecią część, czyli Zwycięzca bierze wszystko, było tylko formalnością.
Sąd Ostateczny.
Sielanka nie trwa długo. Awantury, nowe moce, emocjonalne burze, rodzinne tajemnice i potężni wrogowie znajdą ich nawet na końcu świata.
Nie ma takiego miejsca na ziemi, w piekle czy w niebie, w którym ta trójka byłaby bezpieczna.
Dora Wilk nie uchyla się przed żadnym wyzwaniem, ale czy Sąd Ostateczny to nie za dużo dla wiedźmy?
Międzygatunkowy triumwirat.
Im dalej w serię, tym bardziej utwierdzam się w przekonaniu, że panna Wilk to mieszanka Rambo, Matki Teresy i Afrodyty z ADHD. ;)
Dobra, ponabijałam się, bo mam do tej serii słabość – także do odcinka o wdzięcznym tytule Zwycięzca bierze wszystko.
Tu nie ma chwili wytchnienia. Co krok to intryga, spisek, zagrożenie dla świata i obowiązkowa scena jak z telenoweli – z udziałem umięśnionych aniołków i piekielnie przystojnych demonów. Wszyscy patrzą na Dorę jak na święty obrazek, a ona – jak zwykle – ogarnia, ratuje, przytula, a czasem pogłaszcze po ego. Albo po rogach.
Fabuła w tym całym przytulańcu daje radę. Ratowanie Pisklaków i przygarnianie nowego „członka rodziny” wypada zaskakująco dobrze. W międzyczasie „cały na biało” wjeżdża Baal, a przepychanka z Rafaelem może i trochę trąci myszką, ale umówmy się – nie każdy pierzasty stawia honor na pierwszym miejscu.
Reasumując: Dora… jest jaka jest. Momentami Mary Sue do kwadratu, ale i tak ją lubię. Może właśnie dlatego, że jest kompletnie szalona, a jej przemyślenia i dialogi regularnie poprawiają mi humor.
Jeśli lubisz lekkie urban fantasy z anielsko-diabelsko-wilkołaczo-wampirzym dramatem w tle – śmiało, sięgaj!
No Comment! Be the first one.