Feniksjanie, Jegersi i Skalani, czyli Dziedzictwo Feniksa i Agnieszka Mróz.
Gdy trafiłam na opis Dziedzictwa Feniksa Agnieszki Mróz, coś mnie kusiło by sięgnąć po książkę – bo magia, mitologia, tajemnice – ale z tyłu głowy od razu włączył się alarm: „czy to przypadkiem nie będzie kolejna lukrowana młodzieżówka z obowiązkowym, brokatowym romansem w tle?”. Na szczęście ciekawość wygrała i dobrze się stało – bo zamiast cukierkowego banału dostałam historię z pazurem, w której naprawdę jest co czytać.
Ostatnia z rodu.
Skomplikowane relacje, poznawanie świata Mitycznych i rządzących się nim praw i rozwój bohaterów dodają powieści realizmu, a niewyjaśnione motywy antagonisty zachęcają do zagłębiania się w fabułę. Wyraźny podział Mitycznych na Skalanych – złoczyńców i Jegersów – łowców tworzy dynamiczne napięcie i zapewnia widowiskowe sceny akcji, które przyciągną miłośników dynamicznych starć.
Ostatnia z rodu.
Sięgając po Dziedzictwo Feniksa, liczyłam, że nie dostanę kolejnej młodzieżowej papki o dziewczynie z traumą i chłopaku z mrocznym spojrzeniem.
I całe szczęście – nie dostałam. Agnieszka Mróz zaserwowała coś znacznie ciekawszego: świat pełen magicznych istot (Feniksjanie, Jegersi, Skalani i inni Mityczni), który naprawdę daje radę i zapowiada się na coś większego niż tylko tło do romansidełka.
Główna bohaterka, Jillian, nie jest cukierkową lalą. Owszem, czasem ma chwile nadprogramowego rozczulania się nad sobą, ale przy tym, co ją spotyka, można jej to wybaczyć. Zwłaszcza że nie ratuje świata w cekinowej sukni i nie zerka co chwilę, czy makijaż jej się nie rozmazał. Raczej próbuje ogarnąć swoje życie, w które brutalnie wdzierają się krwiste mityczne potwory i rodzinne tajemnice. A że czasem traci grunt pod nogami? Cóż, to tylko dodaje autentyczności.
Kiedy poznaje Hyde’a (nie, nie tego z Dr. Jekylla), nie zamienia się w trzepoczącą rzęsami mimozę. Wręcz przeciwnie – zamiast lecieć w ramiona wybawiciela, próbuje stanąć na własnych nogach i ogarnąć, co się właśnie wydarzyło.
Fabuła? Dynamiczna, konkretna i – co dziś nie takie oczywiste – spójna. Styl? Przejrzysty, bez zbędnych ozdobników, ale też nie tak suchy, żeby sypał się z każdej strony.
Są emocje, trochę romansu (z umiarem!), porządna porcja fantastyki i napięcie, które sprawia, że kartki przewracają się same. Jillian naprawdę da się kibicować, a świat przedstawiony aż prosi się o eksplorację.
Więc jeśli macie ochotę na sensowne urban fantasy, nie boicie się debiutów i nie potrzebujecie księcia na jednorożcu – Dziedzictwo Feniksa zdecydowanie warto sprawdzić. Czyta się błyskawicznie i zostawia apetyt na więcej.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
|
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję: Wydawnictwu Zysk i S-ka
|



No Comment! Be the first one.