Droga honoru, czyli pięć opowiadania pióra Henryka Tura.
Nie jestem może największą fanką opowiadań – kończą się zbyt szybko, zanim zdążę się zdecydować, czy danego bohatera chcę przytulić, czy jednak obić mu łeb – ale jeśli już od pierwszych stron czuć mrok, magię i porządną dawkę krwi, to nie trzeba mnie długo namawiać. Tak właśnie było z Drogą honoru Henryka Tura. Wystarczyło kilka stron i już wiedziałam, że pakuję się w to z pełnym ekwipunkiem i bez zbędnych pytań.
Jest rok 1125 po Bitwie Świata i znów źle się dzieje w Marah.
Tradycyjnie jak w przypadku zbiorków opowiadań, nie będę tu zamieszczać streszczeń, ale tytuły, które możecie znaleźć w środku.
- Droga honoru
- Ilhalani
- Virig-a-mud
- Litiv Davo
- Ludzie ze wsi muszą umrzeć.
Inspiracja Tolkienem.
Jak to zwykle bywa przy zbiorach opowiadań, postanowiłam skupić się na jednym tekście – tym, który szczególnie zapadł mi w pamięć.
Tym razem wybór padł na Drogę honoru – bo muszę przyznać, że jeszcze dobrze się nie zaczęło, a ja już czułam się, jakbym właśnie z drużyną wchodziła do Morii. Brakowało tylko, żeby ktoś rzucił „Nie przejdziesz!” i już bym mentalnie pakowała plecak na wyprawę w Góry Mgliste. ;)
To podobieństwo do mojej ukochanej Drużyny Pierścienia, to Zdecydowanie nie zarzut. Raczej ten znajomy dreszczyk: ciemne korytarze, szemrane cienie, zgrana inaczej drużyna i skarb, który kusi bardziej niż rozsądek. Klasyka? Oczywiście. Ale dobra klasyka zawsze trzyma fason.
Czytałam z takim samym skupieniem, z jakim bohaterowie obrzucali się podejrzliwymi spojrzeniami. Bo nie, nie ma tu miłości od pierwszego zlecenia ani braterstwa krwi. Jest napięcie, różnice charakterów i te małe spięcia, które sprawiają, że co chwilę spodziewasz się, że ktoś komuś przyłoży. A jednak idą razem. Bo tak trzeba. Bo cel. Bo, jak wskazuje tytuł, honor.
Kiedy robi się naprawdę poważnie, tekst zyskuje jeszcze więcej mocy. Nie ma fanfar ani wybawienia świata – jest szczerze, chwilami boleśnie i bez pudrowania. I właśnie to działa. Bo tu fantastyka nie służy do ucieczki – tylko do wbicia prawdy między żebra.
Jeśli lubicie opowiadania fantasy, w których zamiast lukru, jest tylko krew, pot i emocje – Droga honoru Henryka Tura zdecydowanie jest do sprawdzenia.
Polecam!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
|
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję
|
No Comment! Be the first one.