O co tyle Krzyku ;) czyli Wszystkie drogi prowadzą i Łukasz Kucharczyk.
Kiedy odkładałam na półkę Granty i Smoki, byłam przekonana, że przygoda z doktorantem teorii bohaterstwa na Wydziale Nauk Barbarzyńskich dobiegła końca. Ot, jedna z tych sympatycznych, acz jednorazowych przygód, które wspomina się z uśmiechem i lekkim niedowierzaniem.
A tu proszę – Cilgeran powraca! I to nie byle jak, bo z hukiem, Krzykiem i całą drużyną równie (nie)kompetentnych towarzyszy w drugiej odsłonie cyklu Łukasza Kucharczyka zatytułowanej Wszystkie drogi prowadzą.
Drużyna.
O szeroko rozumianym życiu wie mniej więcej tyle, co ogry o zachowaniu dobrych manier przy stole. Gdy jego rozprawa doktorska zostaje skradziona, będzie musiał opuścić bezpieczne mury Uniwersytetu im. Kelta Niezwyciężonego i wyruszyć w drogę.
Podczas podróży będą mu towarzyszyć wiecznie narzekający niziołek, niepotrafiąca czarować wiedźma i żywy szkielet – prywatnie wielki miłośnik wszelkich teorii spiskowych i adopcji zwierząt.
W drodze.
Wszystkie drogi prowadzą Łukasza Kucharczyka to książka, która serwuje wszystko, czego dusza fana przygodowego fantasy może zapragnąć – oczywiście pod warunkiem, że dusza ta lubi rzeczy z przymrużeniem oka.
Mamy tu podróż (pełną chaosu i nieporozumień), drużynę (niekoniecznie kompetentną), złoczyńców, absurd i porządną porcję humoru.
A do tego – na dokładkę – całą lawinę nawiązań. Do popkultury, RPG-ów, klasyki fantasy, a nawet do tej naszej smutnej rzeczywistości, w której jedyną magią jest znikający urlop. To trochę jak literacka gra w „zgadnij, co autor miał na myśli (i skąd to podprowadził)”, z bonusem za każde poprawne trafienie i salwą śmiechu przy najbardziej nieoczywistych odwołaniach.
Jeśli chodzi o humor, to serwowany jest w wersji „all inclusive”: od pełnokrwistego absurdu, przez ironiczne komentarze, po subtelne smaczki, które wychwyci tylko wprawne (czytaj: nerdowskie) oko. I choć bywają momenty, w których tempo siada, a niektóre dowcipy są równie suche, jak pustynia Atakama, to i tak całość działa – i to całkiem dobrze.
Podsumowując: jest zabawnie, lekko, ale nie bezmyślnie. Bo gdzieś między gagami i przygodą czają się całkiem zgrabne refleksje o tożsamości, wolności i… no dobra, głównie o tym, że nie każdy bohater musi być kompetentny, żeby dało się go lubić.
Jeśli kochasz Pratchetta, RPG-owe klimaty, literackie mrugnięcia okiem i bohaterów, którzy są bardziej „życiowi” niż „heroiczni”, to Cilgeran i jego banda „zapraszają do tańca”.
Polecam!
No Comment! Be the first one.