Król Mazur, żeglarska pieśń i Szanta Wojciecha Wójcika.
Wojciech Wójcik to dla mnie marka własna, certyfikowany dostawca dreszczy i fabularnych zakrętów. Gdy zobaczyłam, że jego najnowsza powieść Szanta rozgrywa się na Mazurach, wiedziałam, że nie ma zmiłuj – pakuję się mentalnie i ruszam nad jeziora. Bo jeśli gdzieś ma wybrzmieć tajemnica, trup i kilka solidnych twistów, to czemu nie właśnie tam?
Dwa ciała. Jedna legenda.
Jagoda Matusiak, młoda muzealniczka, odkrywa, że kierowniczka obsesyjnie interesowała się pewną żeglarską legendą. Czy to tam należy szukać klucza do rozwiązania zagadki? Niewiadomych jest wiele, ale jedno jest pewne – morderca nie jest widmem z mazurskiej mgły. Jest przerażająco realny. I czai się bliżej, niż można by przypuszczać.
Mazurska legenda.
Szanta Wojciecha Wójcika to nie kryminał, który krzyczy, szczerzy zęby i pryska krwią po ścianach. To raczej opowieść, która wciąga cię do jeziora powoli, bez ostrzeżenia. A potem już nie wiesz, czy to mgła, czy ktoś właśnie zniknął.
Postacie są tu z krwi i kości – pokiereszowane, nieoczywiste, czasem trudne do polubienia, ale dzięki temu wiarygodne.
Jagoda, która z pozoru wraca do domu tylko po spokój, niesie ze sobą więcej niż „walizkę”. Hubert zna każdy zakręt w lesie, ale jego przeszłość i życie, niekoniecznie są pasmem sukcesów. Emilka, młoda matka i sportsmenka, ma więcej problemów niż tylko wczesna ciąża, Roma po rozwodzie balansuje na granicy rozsądku, a Helena – „dziennikarka” – wchodzi tam, gdzie nikt jej nie zaprasza. I jeszcze Oskar, mąż Emilki – wiecznie uśmiechnięty acz zabiegany właściciel kilku etatów, a do tego lokalny psycholog.
Ich relacja iskrzy, ale nigdy nie staje się przewidywalna.
Całość spina gęsty klimat – małe muzeum z przeszłością, lokalne legendy, niedopowiedziane konflikty i to poczucie, że coś tu nie gra. Tylko nikt nie mówi tego na głos. Bo wiadomo – lepiej nie ruszać, póki się nie rusza. Tylko że tu wszystko w końcu rusza.
Zakończenie? Mocne. Nie wali pięścią w stół, ale zostawia po sobie echo. Takie, które jeszcze długo dźwięczy gdzieś z tyłu głowy.
Szanta to książka, która udowadnia, że nie trzeba wybuchów i strzelanin, by wywołać dreszcz. Czasem wystarczy dobrze napisane zdanie i bohater, który więcej przemilczy, niż powie. Dla mnie – bardzo na tak.
Jeśli lubicie thrillery z głębią, emocjami i napięciem, które nie skacze na was z krzaków, tylko pełznie jak chłód po karku – to na Wojciecha Wójcika w tej materii zawsze możecie liczyć.
Polecam!
No Comment! Be the first one.