Śpiewcy zła, czyli wielki finał serii Psy Pana Marcina Świątkowskiego.
„Nadejszła wiekopomna chwila” – czyli sięgnęłam po Śpiewców zła, ostatni tom serii Psy Pana Marcina Świątkowskiego. Tom, który – nie ukrywam – miałam nadzieję trochę „odczaruje” mi całość, bo do tej pory moje emocje wobec serii balansowały gdzieś pomiędzy „okej” a „no nie wiem”. Czy autorowi udało się mnie przekonać na finiszu? O tym kilka słów poniżej. ;)
Wojna.
Zobaczyła to: jaźnie bez zakotwiczenia, wyjące wniebogłosy do melodii pustych sfer eteru. Mogła je podnosić i zbierać, kraść, chować i rosła dzięki temu jak młode drzewko, a one, nieświadome niczego, tam, po drugiej stronie, budziły się z krzykiem…
Jednak nie taki Wielki ten finał.
Skończyłam. I szczerze? Przede wszystkim poczułam ulgę.
Początek serii był w porządku, ciągle miałam nadzieję, że „kliknie”, i łudziłam się, że pojawi się w końcu ta obiecana przygoda, ale finał… no cóż, nijak nie spełnił oczekiwań.
Nie mogę powiedzieć, że w książce mało się dzieje, wręcz przeciwnie dzieje się dużo, a nawet bardzo dużo. Polityczne rozgrywki, magia, wojna, spiski i sekrety. Tylko że mimo tej całej akcji, historia nie bardzo wie, dokąd zmierza. Wszystko się rozmywa, jakby autor w ostatniej chwili zmieniał zdanie co do tego, o czym ta opowieść właściwie ma być.
Postacie pojawiają się, potem wracają, ale jakby bez sensu – jedni nic nie wnoszą, inni zapomnieli, kim byli.
Katarzyna ma niby ratować świat, ale nie wiadomo dlaczego robi to, co robi. W ogóle mam wrażenie, że panienka zaczęła się uważać za jakąś półboginię, która wszystko wie lepiej i wszyscy mają „tańczyć, jak ona im zagra”. Schenk dalej robi za szarą eminencję i jakimś cudem wciąż pozostaje przy życiu, a Erquicia… lepiej nie komentować.
Fabuła? Spektakularna, choć miejscami tak przekombinowana, że musiałam się dobrze zastanowić kto z kim, przeciw komu i po co. Do tego wiele wątków sprawia wrażenie ważnych, ale kończą się niczym. Tytułowi Śpiewcy zła? Są. Na chwilę. I tyle ich widzieli.
Zakończenie nie tyle zawodzi, co po prostu nie daje nic. Brak wyjaśnień, brak puenty, brak porządnego zamknięcia. Zamiast tego dostajemy trochę chaosu i łzawe nutki na koniec, jakby autor uznał, że to się ładnie sprzeda.
Szkoda, bo był tu potencjał. Pomysł na świat – ciekawy. Magia – też niegłupia. Ale im dalej, tym mniej wszystko trzyma się kupy. I chociaż są momenty, które naprawdę da się polubić, to jako całość – niestety, seria mnie nie przekonała.
No Comment! Be the first one.