Szadhawary i nowa pasja Florki, czyli Joanna W. Gajzler przedstawia Necrovet. Pielęgnacja zwierząt (nie)ożywionych.
Wraz z Merlinem regularnie zaglądamy do Florki, Bastiana i Izabeli Pokot w lecznicy Necrovet. Tym razem ekipa ze Zrębek pokazała nam, jak powinna wyglądać Pielęgnacja zwierząt (nie)ożywionych.
Święta.
Tymczasem w lecznicy weterynaryjnej nieumarłej doktor Izabeli Pokot kolejni pacjenci dostarczają wyzwań i wrażeń: pojawia się uroczy miraj Bêbal, śmiertelnie niebezpieczny tarask Travel, płochliwy lagopus Partyzant i wiele innych magicznych i całkiem zwyczajnych istot, którym weterynarka i technicy starają się udzielić pomocy. Życie pisze jednak różne scenariusze i nie każda historia ma szczęśliwe zakończenie.
Po godzinach zaś Florka nie próżnuje, lecz zagłębia się w nową pasję – postanowiła bowiem zostać techniczką nekromancji… Dokąd ją to doprowadzi?
Kuzynka Bastiana.
Czwarty tom Necrovet to nadal lektura lekka, łatwa i przyjemna, ale tym razem – bez większych emocji.
Klimat Zrębek dalej trzyma poziom, magiczne stworzenia są urocze jak zawsze, a Florka… no cóż, Florka zrobiła się odrobinkę nudna i przewidywalna. Czekałam kiedy rzuci się w wir magicznego szkolenia, by zostać techniczką nekromancji, a ona nic tylko „snuła się jak smród po gaciach” i marudziła.
Na szczęście Izabela ratuje sytuację, bo bez jej ciętej riposty byłoby nudno.
Nowe wątki? Są, ale jakoś mam wrażenie, że są dość niemrawe. Kuzyneczka Ada niby wniosła trochę kolorytu do historii, ale bardziej miałam wrażenie, że posłużyła jako „zapychacz” by ilość stron w powieści się zgadzała.
Czy żałuję lektury? Absolutnie nie. Po prostu tym razem było bardziej obyczajowo niż magicznie, a ja trochę zatęskniłam za większym zamieszaniem w klinice. Nie zmienia to faktu, że nadal chętnie wrócę do Zrębek, bo ten świat ma w sobie coś, co mimo wszystko przyciąga.
No Comment! Be the first one.