Ostatni absolwent słynnej Akademii Mistrzów Katowskich, czyli Rafał Dębski i Gwiazdozbiór Kata.
O Gwiazdozbiorze Kata Rafała Dębskiego – autora, który pisał już chyba wszystko, od fantasy, przez sensację, po wojenne klimaty – słyszałam sporo dobrego jeszcze przy okazji pierwszego wydania z 2007 roku. Gdzieś tam krążyły opinie, że to mocna rzecz, że kat, że mrok, że warto. Dlatego gdy Wydawnictwo Drageus postanowiło wznowić tę powieść, nie wahałam się ani chwili. No bo jak tu odmówić historii o człowieku, który zawodowo rozrywa ludzi na części? Postanowiłam sprawdzić, czy kat Jakub faktycznie zrobi ze mną to, co potrafi najlepiej – czyli porządnie mnie „rozerwie”.
Więcej grzechów nie pamiętasz?
Oto opowieść o Kacie obarczonym piętnem budzącej grozę tajemnicy. Przerażającym za to kim jest, pogardzanym za to co robi i… uwielbianym za kunszt z jakim to robi. Opowieść o poszukiwaniu człowieczeństwa, w mrocznych realiach XVI-wiecznej Rzeczpospolitej i Europy obserwowanej z poziomu szafotu. Pełna postaci znanych i z przypowieści i z historycznych annałów. Kunsztowna mozaika faktów, legend i bajań. Szczera do bólu, przerażająco realna i ostra niczym brzytwa.
Kat Jakub.
Nie wiem, co to mówi o mnie, ale przez ponad 600 stron trzymałam kciuki za faceta, który z chirurgiczną precyzją wyrywa ludziom kończyny i wydłubuje oczy, jakby rozdawał cukierki. Jakub – kat z królewskiego nadania – to jednak nie byle rzeźnik zza rogu, tylko pełnoprawny specjalista od legalnego rozczłonkowywania. Ma swoje zasady, warsztat, a nawet coś na kształt sumienia. I choć trudno to przyznać, z miejsca da się go polubić. Przynajmniej do momentu, gdy nie zaczniesz się zastanawiać, jak to o tobie świadczy.
Gwiazdozbiór kata to lektura ciężka – dosłownie i w przenośni. Ponad 600 stron z górką, i każda nasiąknięta krwią, filozoficzną zadumą oraz porządną dawką historycznych realiów. Rafał Dębski nie idzie na skróty – zamiast efektownych fajerwerków dostajemy atmosferę gęstą jak smoła i bohatera, który więcej analizuje niż działa. Ale, uwaga, nie nudzi. Bo Jakub potrafi przeciąć nie tylko ścięgno, ale i banał.
Tempo? Raczej spacerowe niż rajdowe – ale niech was to nie zmyli. W tej historii nie chodzi o sprint, tylko o solidne dojście do celu, z całą refleksją po drodze. A że trzeba się trochę wgryźć? Tym lepiej.
Wątek romantyczny? Nietypowy. Trochę boli, trochę zaskakuje, i zdecydowanie nie służy do ocieplania klimatu.
Podsumowując: Gwiazdozbiór kata to nie jest książka dla ludzi o słabych nerwach i zbyt bujnej empatii. Ale jeśli nie przeraża was na przykład rozerwanie końmi i lubicie, gdy opowieść ma coś do powiedzenia – to warto. Bardzo warto.
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
|
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję
|
No Comment! Be the first one.