W poszukiwaniu zapomnianego, przeklętego miasta-legendy, czyli Czarna krew Barbary Augustyn.
Sięganie po debiutanckie książki, to zawsze ciekawe doświadczenie, a kiedy debiutantką okazuje się ktoś, kogo od dawna kojarzę z Instagrama, robi się jeszcze ciekawiej. Tak właśnie było z Barbarą Augustyn i jej książką Czarna krew. Nie ukrywam – byłam zaintrygowana.
Strzępek Gardomir.
W mrocznym i brutalnym świecie czwórka bohaterów zostaje zmuszona do wędrówek pełnych tajemnic i koszmarów. Podróż nie tylko doprowadzi ich do odkrycia prawdy o naturze świata. Nade wszystko będą musieli zmierzyć się z samymi sobą – mocą chaosu, lękami i pragnieniami. Kluczowe będą wybory, których dokonają. Najgorsze demony to wszak te, które noszą w sobie, a tylko właściwe decyzje oddzielają ich od stania się potworami.
W drodze.
Czarna krew okazała się dla mnie całkiem przyjemną wycieczką do świata słowiańsko-magicznego absurdu, gdzie czarownice, strzępki i pszczoły (tak, pszczoły – ale nie takie z miodem i ulami) tworzą krajobraz równie chaotyczny, co brutalny. I, trzeba przyznać, całkiem intrygujący.
Początek? Mocny. Pierwsze strony wciągnęły mnie na tyle skutecznie, że zanim się zorientowałam, byłam już w połowie i pomyślałam: oho, to może być coś więcej niż typowa „polska fantastyka z domieszką mitologii”.
Niestety, główny bohater – Gardomir – nie miał wystarczająco dużo ikry, by pchać akcję do przodu niczym fabularny taran. Powiedziałabym, że to taka ciepła klucha z misją, która coś tam próbuje, ale głównie się snuje i mruczy coś pod nosem. Na szczęście nie tylko na nim opiera się cała historia – kobiety zdecydowanie ratują sytuację. Goryczka, lokalna wersja Baby Jagi po kursie asertywności i z moralnym kręgosłupem ze stali, ma więcej energii w jednym zdaniu niż Gardomir w całym rozdziale. Każdy jej dialog to mała uczta. Ogólnie muszę przyznać, że postacie kobiece miały tu znacznie więcej pazura – Czabór też się nie popisał dynamiką, ale Malwa, młoda górzańska wiedźma, nie dała sobie w kaszę dmuchać ani przez chwilę.
Fabuła? Momentami bardzo ciekawa, choć miejscami lekko się rozmywa. Kilka razy musiałam się zatrzymać, żeby zorientować się, kto aktualnie mówi i czy przypadkiem czegoś nie przegapiłam. Ale był to raczej efekt lekkiego fabularnego chaosu niż rzeczywistego zagubienia.
Zakończenie? Liczyłam na bum, a dostałam poprawne „puff”. Solidny finał, ale bez większych fajerwerków.
Nie zmienia to jednak faktu, że przy Czarnej krwi Barbary Augustyn bawiłam się naprawdę dobrze. Z przyjemnością śledziłam losy bohaterów i mimo kilku potknięć, doceniam pomysł, klimat i styl. Autorka ma potencjał – i chętnie sprawdzę, co jeszcze trzyma w zanadrzu.
Polecam!
Książkę przeczytałam w ramach wyzwania:
|
Za egzemplarz książki serdecznie dziękuję: Wydawnictwu Zysk i S-ka
|
No Comment! Be the first one.