Dryf replikacyjny i Quinlanie, czyli Dennis E. Taylor i Niebiańska rzeka.
Trzecia odsłona Bobiverum może i nie błyszczała tak jasno jak jej poprzedniczki, ale nadal dostarczyła mi solidnej porcji rozrywki i sprawiła, że z przyjemnością sięgam po kolejne spotkanie z Bobami. Tym razem czas na czwartą część cyklu Dennisa E. Taylora – Niebiańska rzeka.
Nad Bobiwersum wisi groźba wojny domowej!
Lecz w Bobiwersum nic nigdy nie jest proste. Potomkowie Boba sięgają już 24. pokolenia i dryf replikacyjny stworzył osobników, których z trudnością można by uznać za Bobów. Niektórzy sprzeciwiają się planowi Boba, inni mają własne, całkiem inne plany. Zgromadzenia, trudne do opanowania, są jednak najmniejszym z problemów Bobiwersum.
Bob i jego sprzymierzeńcy, niezrażeni niczym, idą śladem Bendera. Lecz to, co odkrywają w głębi kosmosu jest tak niespodziewane i tak skomplikowane, że może albo uratować wszechświat, albo zagrozić jego istnieniu, w skali, z jaką Bobowie dotychczas się nie mierzyli.
Na ratunek Benderowi!
Czwarty tom Bobiversum przynosi małą rewolucję – i chyba dobrze, bo po filozoficznych rozważaniach poprzedniej części Dennis E. Taylor najwyraźniej stwierdził, że czas odkurzyć blastery i wrócić do akcji. Mamy więc mniej równoległych wątków, mniej teoretycznych dywagacji, a więcej konkretu: co się stało z Benderem?
Dzięki temu główny Bob nie rozckliwia się już nad sobą po śmierci Archimedesa, ale „wraca do gry” i rzuca się w wir klasycznej misji ratunkowej.
Jest sci-fi, są elementy fantasy, pojawia się nowa rasa, a wszystko to wciąga i przypomina najlepsze momenty cyklu.
Ale spokojnie, nie samymi „starymi” Bobami człowiek żyje – w tle dzieje się mały bunt w Bobiversum. Młode pokolenie Bobów za mocno od dryfowało w stronę Star Treka i postanowiło pobawić się w Pierwszą Dyrektywę, co, jak można się domyślić, skutkuje niezłym zamieszaniem.
Na szczęście całość wraca do świetnego flow drugiego tomu – jest zabawnie, klimatycznie i wciągająco. Choć zdarzały się momenty, kiedy autor znowu trochę przegadał sprawę, to przez większość lektury uśmiech nie schodził mi z twarzy.
A skoro Bobowie wrócili do formy, to ja już nie mogę się doczekać kolejnego spotkania!
W moim prywatnym rankingu czwarty tom serii jest najsłabszy z całości. Daje się chwilami wyczuć pośpiech autora, żeby zdążyć na czas u wydawcy. Na szczęście tom piąty w całości rekompensuje ten niedosyt.
W moim prywatnym rankingu ten tom będzie trzeci w kolejności, a pod względem zajebistości ustawiła bym mój ranking tak: 1, 2, 4, 3 :P