Kobieta i magia, czyli Burzycielka twierdz Marcina Świątkowskiego.
Psy Pana i Księstwo Różanego Krzyża jako powieści nie rzuciły mnie na kolana, ale system magii przedstawiony w obu tomach już tak. ;) Dlatego z czystej ciekawości (i lekkiego masochizmu) sięgnęłam po trzeci tom serii Psy Pana Marcina Świątkowskiego pod tytułem Burzycielka twierdz, by znów zagłębić się w tajniki magii i kibicować zadziornej Katarzynie von Besserer.
Zakazana księga.
Na usiłującego przetrwać w nowej rzeczywistości wewnątrz bariery Schenka po raz pierwszy spada konieczność bycia odpowiedzialnym za innych. Podążający wiernie za Katarzyną, lecz uwikłany w przeszłość i starzejący się Erquicia trafia na trop potężnego sekretu.
Sama adeptka sztuk tajemnych, niesiona młodzieńczą zapalczywością, przystępuje do politycznej rozgrywki. Wszyscy stają przed wyborami, które zadecydują o ich przyszłości.
Ciągle coś… ;)
Czytając każdy kolejny tom Psów Pana, mam nieodparte wrażenie, że to literacki fast food – szybkie tempo, dużo akcji, sporo intryg i efektownych bitew, ale jakoś brakuje mi tej jednej tajemniczej przyprawy, która zrobiłaby z tej serii prawdziwą ucztę.
Główna bohaterka Katarzyna von Besserer to prawdziwy fenomen – jej kariera rozwija się szybciej niż najnowszy startup w Dolinie Krzemowej. Jeszcze wczoraj uciekała przed wrogami, a dziś dowodzi armią. Ten typ przemiany, po przeczytaniu jednego manuskryptu, trochę jednak do mnie nie przemawia, a wręcz momentami nawet „trąci mi myszką”.
Schenk, jak zawsze, kręci się gdzieś w tle, ale tym razem nawet da się go polubić. Erquicia z kolei przeżywa rozterki jak bohater telenoweli, ale przynajmniej dodaje historii trochę dramatyzmu. A magia? Magia wciąż mnie kupuje i to chyba ona sprawia, że wciąż pcham ten wózek dalej. ;)
Podsumowując – Burzycielkę twierdz czytało mi się dobrze, bo szybka akcja nie pozwalała na nudę. Ale po trzech tomach, w których ciągle czegoś mi brakowało, mam nadzieję, że finał serii wreszcie czymś mnie zaskoczy!
No Comment! Be the first one.